Demokratyczny kandydat na prezydenta USA Al Gore zwyciężył w stanie Oregon - podała w nocy z piątku na sobotę czasu warszawskiego miejscowa telewizja kablowa.

Według Northwest Cable News and Portland, po obliczeniu 99% głosów oddanych w tym stanie, okazało się, że wiceprezydent Gore zdobył 7 głosów elektorskich z Oregonu. Gdyby informacje te potwierdziły się, Gore miałby 267 głosów elektorskich, a republikański kandydat do Białego Domu gubernator Teksasu George W.Bush - 246. Kto wygra wyścig do Białego Domu, zależeć będzie jednak od ostatecznego wyniku wyborów w stanie Floryda, gdzie stawką jest 25 głosów elektorskich.

Opinie prasy amerykańskiej

A tymczasem Republikanie i ich sojusznicy w mediach bez ogródek oskarżają obóz Gore'a o upolitycznianie wyborów i szkodzenie interesom USA. Konserwatywny "The Wall Street Journal" nazwał akcję Demokratów konstytucyjnym "zamachem stanu". Dziennik nawiązuje wręcz do skandali w Białym Domu, sugerując, że powyborcze działania Gore'a są zgodne z właściwymi dla administracji Clintona zwyczajami "łamania prawa dla korzyści politycznej". Nawet liberalny "The New York Times" wyraża opinię, że poparcie dla pozwów w sprawie wyborów było przedwczesne. "Martwi to, że niektórzy współpracownicy Gore'a mówią o kryzysie konstytucyjnym i próbach zablokowania głosowania w Kolegium Elektorskim" - pisze nowojorski dziennik. Jego zdaniem, błędy w przygotowaniu wyborów na Florydzie "nie uzasadniają długiej batalii prawnej, która paraliżuje proces przekazania władzy, podważa ostateczność wyborów prezydenckich i denerwuje świat, który uważa USA za model politycznej stabilizacji".

Rozstrzygnie sąd ?

Zapowiedź Demokratów, że mogą zakwestionować w sądach wyniki wyborów prezydenckich, wywołała obawy, że sprawa władzy w Białym Domu może być rozstrzygnięta przez prawników. Jak się okazuje, są prawne podstawy do zaskarżenia do sądu wyborów na Florydzie. Chociaż skarżący się nie zarzucają nikomu oszustwa wyborczego, precedensowe orzeczenie stanowego Sądu Najwyższego z 1998 roku pozwala na unieważnienie wyborów, jeżeli istnieją "uzasadnione wątpliwości", czy ich oficjalne wyniki "wyrażają wolę wyborców". Republikanie zagrozili, że jeśli Demokraci nie zrezygnują z akcji w sądach, w podobny sposób zakwestionują wyniki wyborów w czterech innych stanach, gdzie Gore wygrał minimalną większością głosów.

Były szef kancelarii prezydenta Clintona, Leon Panetta, wezwał obie strony do "zaakceptowania ostatecznego wyniku dla dobra kraju". Demokratyczny senator Bob Kerrey skrytykował ponowne liczenie głosów jako "zawodne" i powiedział:

"Jeden z nich musi wreszcie oświadczyć: ja przegrałem, pan wygrał - nawet jeśli w to wątpi".

04:00