Mężczyzna, który przed Pałacem Prezydenckim groził przeciwnikom przeniesienia krzyża granatem, spędzi noc w policyjnej izbie zatrzymań. Dopiero jutro zapadną decyzje, czy i jakie zarzuty zostaną mu postawione. Andrzej K. może odpowiadać między innymi za sprowadzenie zagrożenia dla zdrowia i życia wielu osób. Grozi za to do 10 lat więzienia.

60-latek powiedział funkcjonariuszom, że jest pracownikiem jednej z warszawskich fundacji, obecnie na urlopie. Według relacji świadków, mężczyzna podszedł do przeciwników przeniesienia krzyża, pokazał im granat. Ci natychmiast zawiadomili policję. Ponieważ istniało ryzyko, że mężczyzna może zdetonować granat, funkcjonariusze obezwładnili go. Okazało się, że miał przy sobie rozbrojony granat obronny F1. Andrzej K. po zatrzymaniu trafił na badania, m.in. psychiatryczne. Lekarze stwierdzili, że nie ma przeciwwskazań, by trafił do policyjnej izby zatrzymań.

Policjanci przeszukali mieszkanie mężczyzny, znaleźli w nim m.in. cztery magazynki, elementy broni i wiatrówkę. Na komendę zgłosiło się też trzech świadków środowego incydentu. Według nieoficjalnych informacji PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, powiedzieli, że obawiali się o swoje życie. Relacjonowali, że 60-latek podszedł do nich i, trzymając zawleczkę granatu, pytał "boicie się?".

To kolejny incydent pod Pałacem Prezydenckim. We wtorek postawiono zarzuty usiłowania uszkodzenia tablicy i zbezczeszczenia miejsca czci 71-latkowi, który we wtorek po południu rzucił w tablicę na Pałacu Prezydenckim słoikiem z nieczystościami.