Konrad Piasecki: W dobie obrad komisji śledczej właściwie każdy nowy dzień przynosi nowe ciekawostki na temat polskich mediów. Dzisiaj dowiedzieliśmy się np., że panowie Czarzasy i Halber chcą przed czasem odwołać rady nadzorcze publicznych mediów i powołać na ich miejsce nowe. Czy pan rozumie ich pośpiech?

Andrzej Krajewski: Rozumiem, dlatego że przecież ziemia usuwa im się spod nóg. Wszystko wskazuje na to, że takiej swobody nie będą mieć, jak dotychczas. Będą zmiany w KRRiT, nie wiadomo czy Rada w ogóle w dotychczasowym sposobie działania będzie mogła istnieć. Są pomysły odwołania całej Rady, wymieni się trzech członków. Są też pomysły, żeby jakby w inny sposób kształtować rady nadzorcze – czyli lepiej zaklepać to teraz, chwilę przed zmianą.

Konrad Piasecki: Czy to jest tak, że nie chodzi tylko o utrzymanie osób posłusznych lewicy, ale również o utrzymanie osób z towarzystwa w tych radach?

Andrzej Krajewski: Na pewno, bo gdyby przyjęte zostały inne propozycje... A są przecież duże możliwości. Myśmy o tym mówili parę dni temu w oświadczeniu, żeby osoby do rad nadzorczych były proponowane nie wprost przez polityków, tylko żeby zgłaszały je stowarzyszenia twórcze, związki, konferencja rektorów i różne instytucje, które cieszą się uznaniem - instytucje społeczeństwa obywatelskiego. Czyli nie wprost instytucje polityczne.

Konrad Piasecki: Centrum Monitoringu Wolności Prasy alarmuje, że polskie media – zwłaszcza publiczne – są słabe i upolitycznione. Politycy nadal forsują koncepcję podporządkowania sobie mediów elektronicznych. Uważa pan, że takie zmiany w trybie powoływania członków Rady Krajowej i rad nadzorczych mediów rozwiązałyby te bolączki, byłyby recepta na tę chorobę polskich mediów?

Andrzej Krajewski: Chorobą polskich mediów jest przede wszystkim to, że zbyt duża ilość mediów to są media publiczne, de nomine publiczne, a de facto są to oczywiście media wysoko upolitycznione. I to upolitycznione teraz przez obóz rządzące, bo był czas za rządów AWS-u, kiedy akurat opcja polityczna była przeciwna opcji rządzącej w mediach publicznych. Na pewno był to sytuacja zdrowsza. Ale generalnie wydaje mi się, że powinna się rozpocząć dyskusja czy rzeczywiście tak ogromny zakres mediów publicznych jest potrzebny, ponieważ każda władza, jakakolwiek ona będzie, będzie się starała zagarnąć te media dla siebie. Jest pytanie, czy potrzeba nam 4 czy 5 programów telewizji, iluś programów radiowych, ośrodków regionalnych. Jest oczywiście teza, że mocna telewizja publiczna, mocne radio publiczne powodują, że ogólny poziom mediów jest wyższy. Ale przecież rozmawiamy na falach eteru prywatnej radiostacji,, która jednak tym się interesuje, poświęca na to czas. Czyli argumenty, że tylko media publiczne będą mówiły o sprawach publicznych, nie są do końca prawdziwe.

Konrad Piasecki: Kilka dni temu nasi wspólni koledzy dziennikarze, członkowie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Telewizji Polskiej wydali takie oświadczenie, też bijące w dzwony alarmowe na temat tego, co dzieje się w telewizji publicznej. Czy ktoś potrafi ich zapewnić, że utrzymają nadal prace w TVP?

Andrzej Krajewski: Nie, oczywiście, że takiego zapewnienia nie ma i być nie może. Oni sobie zdają z tego sprawę. Ale ja musze powiedzieć, że ja przyjąłem to oświadczenie z ogromną radością, bo to potwierdza tezę, o której mówię od dawna – zawód dziennikarski to jest taki zawód, że jednak takie światełko gdzieś tam w człowieku zaświeci i nawet czyszczenie, które odbywało się w telewizji publicznej, z kolejnych niezależnych ludzi, nie wyczyściło tej telewizji do końca. I bardzo dobrze. Trzeba tylko spróbować odzyskać telewizję dla publiczności, odzyskać telewizję dla społeczeństwa obywatelskiego, a jestem zupełnie spokojny, że zasilona nowymi ludźmi, bardzo szybko jest w stanie powrócić do swojej roli. I o to toczy się bój.

Konrad Piasecki: Czy Robert Kwiatkowski tych ludzi nie „pożre”?

Andrzej Krajewski: jest pewna nadzieja, że być może prędzej prezes zostanie pożarty.