- Za wszystko, co działo się w domu Barbary Blidy rano, w dniu jej śmierci, odpowiada ABW - twierdzi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" poseł Ryszard Kalisz, członek sejmowej komisji ds. zbadania okoliczności śmierci Blidy. Zdaniem posła SLD "niezwykle dziwne rzeczy" działy się w domu Barbary Blidy na kilka godzin po jej śmierci.

Np. nie zbadano wielu śladów, było tam bardzo dużo osób. Funkcjonariusze mają wspólny interes, by nie powiedzieć, jak było naprawdę - twierdzi Kalisz.

W jego opinii wiele faktów, które miało miejsce jest niepokojących, np. kwestie niezbadanych dowodów, takich jak nitki na rewolwerze Blidy czy zupełnie niezabrudzona kurtka funkcjonariuszki, która miała reanimować krwawiącą Blidę.

Zdaniem Kalisza opisany wczoraj przez "Gazetę Wyborczą" proceder wykonywania przez funkcjonariuszy ABW setek telefonów zaraz po śmierci byłej posłanki SLD do miejsc niezwiązanych ze sprawą, takich jak salon masażu, oraz niemoc w rozszyfrowaniu poszczególnych połączeń może mieć związek z tajemnicą państwową. Kalisz powołał się na słowa przewodniczącego komisji śledczej, który nazwał taką działalność "kombinacją operacyjną". Takie kombinacje podlegają w służbach najwyższej tajemnicy. Źle jest, jeżeli służą do zacierania śladów - podkreślił poseł.

Na pytanie, czemu na broni, z której zginęła Barbara Blida, nie ma żadnych śladów odcisków palców kogokolwiek, Kalisz odpowiada jednoznacznie: ktoś je wytarł. I to dokładnie. Nie chciał, żeby można było sprawdzić, czyje odciski tam były - uważa poseł.