Jakie są korzyści, a jakie koszty przyjęcia euro dla Polski i jak należałoby się przygotowywać do przyjęcia wspólnej waluty. To główne zagadnienia dokumentu przyjętego przez rząd. Chodzi o Ramy Strategiczne Narodowego Planu Wprowadzania Euro, czyli swoisty plan pisania harmonogramu.

Rzeczony harmonogram ma powstać za rok. Urzędnicy z mądrymi minami odpowiadają, że wprowadzenie euro to sprawa poważna, więc wymaga skrupulatnych przygotowań i pośpiech jej nie służy. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że ta urzędnicza twórczość to tylko działanie pozorne, by pokazać Brukseli i proeuropejskim wyborcom, że rząd coś w tej sprawie robi.

To o tyle dziwne, że przecież już teraz mieliśmy wchodzić do korytarza walutowego, by przyjąć euro w 2012 roku. A dziś okazje się, że rząd potrzebuje co najmniej 12 miesięcy by w ogóle zaplanować jak to zrobić. Najwyraźniej albo oszukiwał nas wtedy, albo teraz. Jedno jest pewne: rząd wyraźnie gra na zwłokę. Udaje, że coś w sprawie euro robi, ale nie zamierza go szybko wprowadzać.