Doradca szefa rządu aż kipi z zazdrości. To przecież on, a nie Bieńkowska, miał zostać unijnym komisarzem - pisze czwartkowy "Fakt".

Tabloid twierdzi, że Bielecki jest obrażony na Donalda Tuska. Premier miał bowiem obiecać swojemu doradcy, że to on będzie komisarzem unijnym. Miało to być zwieńczenie jego politycznej kariery. Stało się inaczej, bo Tusk wybrał Elżbietę Bieńkowską - przypomina "Fakt".

W dzienniku czytamy, że frustrację Bieleckiego zauważyli już biznesmeni, którzy w czasie meczu inaugurującego siatkarskie mistrzostwa świata na Stadionie Narodowym zasiedli nieopodal loży prezydenckiej. Wszyscy poza Bieleckim skakali z radości. Bo i mecz był udany dla siatkarzy, i Donald Tusk został właśnie powołany na szefa Rady Europejskiej. Bieleckiego, jednego z najbliższych przyjaciół premiera, to jednak jakoś nie cieszyło. Skąd frustracja? Wyjaśniło się kilkadziesiąt godzin później w czasie rautu na Forum Gospodarczym w Krynicy. Bielecki żalił się tam, że to on miał być europejskim komisarzem - czytamy.

Bielecki podobno do końca wierzył, że Tusk załatwi mu tę posadę w Brukseli. Jednak gdy ogłoszono wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, stało się jasne, że warunkiem uzyskania mocnej teki gospodarczej będzie wystawienie kandydata z rządowym doświadczeniem, ale kobiety. Tego jednego warunku Jan Krzysztof Bielecki nie mógł spełnić - pisze "Fakt". Jeden z polityków mówi gazecie: Stosunki między panami dawno nie były tak chłodne. Tym bardziej że Tusk zachowywał się dalej, jak gdyby nigdy nic. Ba, zaproponował Ewie Kopacz, że Bielecki będzie u niej wicepremierem - opowiada nam jeden z polityków PO.

Więcej na ten temat w czwartkowym "Fakcie". Tam także przeczytacie:

- Bieńkowska ocali polskie kopalnie?

- Amerykańskie wojsko wylądowało na polskim polu rzepaku