Tynk sypie się na głowę, brakuje papieru do drukarek, nie ma pieniędzy na paliwo, ani na etaty. Tak wygląda policja w jednym z najbardziej znanych turystycznych miast Polski - Zakopanem. I tylko nie wiadomo czy śmiać się czy płakać, kiedy obcokrajowcy uciekają w popłochu wcale nie na widok groźnych strażników prawa, a... policyjnej toalety.

Zakopiańscy policjanci urzędują w... pensjonacie. To nie pomyłka - nie tak dawno w tym budyku wypoczywali goście, a teraz w małych, pensjonatowych pokoikach gnieździ się po kilku funkcjonariuszy. Budynek lata świetności dawno ma już za sobą, powiedziałbym nawet, że minęły jeszcze zanim Hitler napadł na Polskę. Remont się więc należy, ale... no wiadomo: kryzys i cięcia budżetowe. Pieniądze na renowację były, plany były, ale "były" jest tu słowem kluczowym.

Te ograniczenia, o których mówiła rzecznik to chociażby "poczekalnia", którą stanowi ławka przed okienkiem pomocnika oficera dyżurnego. Spotykają się na niej ofiary przestępstw z przestępcami. Przy nich trzeba opowiedzieć policjantowi co się przydarzyło, a w przypadku na przykład gwałtu czy przemocy w rodzinie, może to być "nieco" krępujące. A to nie koniec mankamentów zakopiańskiej komendy.

W czasie, kiedy rzecznik opowiadała mi o odpadającym tynku, kolejny jego kawałek spadł na balkon, tuż za jej plecami]

Brak remontu czy papieru do ksero to tylko część problemów. Pieniędzy brakuje nawet na etaty.

Brakuje prawie połowy składu plutonu interwencyjnego. Trudno się dziwić, że w sezonie turyści nie mogli doczekać się na policję. Ale co zrobić, skoro cały powiat patrolowały dwa radiowozy...

W tej sytuacji, myślę, że miliony turystów, którzy co roku przyjeżdżają pod Tatry, mogą czuć się całkowicie bezpiecznie. A przestępcy?