W lubelskich publicznych przedszkolach zabrakło miejsc nawet dla 700 maluchów. W prywatnych miejsca jeszcze są. Problem w tym, że dla wielu rodziców koszty posłania dziecka do takiej placówki są zbyt wysokie.

Dlatego też wielu rodziców odwiedza publiczne przedszkola, licząc na to, że uda się jeszcze wpisać dziecko na listę. Ruszyła tzw. kampania wrześniowa; zazwyczaj we wrześniu sporo dzieci się wykrusza. Nie wszystkie maluchy, które pójdą do przedszkola, są w stanie się w nim zaaklimatyzować. Płaczą, nie chcą jeść i rodzice podejmują decyzję o ich wypisaniu. Często też problemy z "odcięciem pępowiny" mają np. babcie, które dotychczas opiekowały się wnukami - mówi Małgorzata Czyżewska, dyrektorka przedszkola nr 48 w Lublinie. Efekt - po dwóch tygodniach w niemal w każdym przedszkolu pojawiają się wolne miejsca.

W przypadku Lublina nie ma przedszkola, w którym nie byłoby listy rezerwowej liczącej kilkadziesiąt nazwisk. Dla rodziców, którym się nie udało znaleźć miejsca dla swojej pociechy, właśnie zaczyna się gorący okres polowania. "Nie było miejsca w czterech przedszkolach, a córka pali się, żeby pójść. Złożyliśmy odwołania, będziemy codziennie wydzwaniać" - mówi Pan Marcin z Lublina.