Niewielu Polaków zdaje sobie sprawę z tego, jakiemu eksperymentowi na żywym ciele są poddawani.

Ewolucyjny charakter społecznej tresury usypia czujność nawet najbardziej wrażliwych na kuglarstwa.

Ostrożność treserów każe im stopniowo wprowadzać nowinki, które na końcu ukażą prawdziwe cele.

Budzące opór działania są neutralizowane u samych podstaw, czyli na najwcześniejszym etapie życia.   

Opornych spotykają restrykcje w postaci ostracyzmu, pozbawienia nagród, a także utraty stanowiska.    

Ludzie w naszym kraju, którym wmówiono, że komunizm się skończył, nie wierzą już w jego istnienie.

Szydzą z dowodów na trwanie antyludzkiego systemu, który odrzucił stare formy, by zachować istotę.

Zewnętrzna otoczka tak zwanego genderyzmu, każe w nim widzieć cywilizowany zachodni kierunek. 

Esencją tej herezji jest jednak przemiana cywilizowanego człowieka w automat w rękach ideologów. 

Władza symboliczna jest równie niebezpieczna jak opresja fizyczna, a nawet bardziej, bo sięga głębiej. 

Ideolodzy tej epoki jako żywo przypominają inżynierów dusz z okresu XX-wiecznych totalitaryzmów.

Zmienili tylko metody na miękkie, z jawnie opresyjnych na raczej perswazyjne, przynajmniej na razie.  

Moim i państwa gościem jest Agnieszka Niewińska autorka nowej książki "Raport o gender w Polsce".


Bogdan Zalewski: "Gender" w zeszłym roku zostało wybrane słowem roku w konkursie Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego i Fundacji Języka Polskiego. Jakaż siła, jakież znaczenie w nim tkwi?

Agnieszka Niewińska: Właśnie, wszyscy się nad tym zastanawiają. To jest bardzo głośny temat. Gender jest trochę jak yeti - wszyscy o tym mówią, a niewiele osób wie, o co chodzi. Czym jest gender? Ono jest na tyle silne, na ile silne są grupy, które promują gender. Wydaje mi się, że te środowiska są bardzo dobrze zorganizowane, zasilane sporymi finansami i dlatego o gender będzie głośno, będzie się o tym mówić. Dlatego warto sprawdzić, czym gender w gruncie rzeczy jest.

Sprawdźmy zatem, jakie jest znaczenie tego słowa, takie słownikowe. "Gender" to jest "rodzaj, płeć".

Tak, ale w tym sensie, w jakim jest omawiane, i w jakim jest głośno o gender, to termin ten oznacza "płeć kulturową". Odróżniamy to od "płci biologicznej". Jest to zespół zachowań lub cech nadawanych nam przez kulturę, przez proces socjalizacji.

W takiej radykalnej formie mężczyzna może czuć się kobietą, a kobieta mężczyzną.

Może tak być, jeśli mówimy o tej radykalnej interpretacji.

Gender to jest pani zdaniem nauka czy rewolucja?

Traktowałabym to w kategorii rewolucji. Nawet jeżeli popatrzymy na strony internetowe, na których gender studies przekonują do tego, żeby studenci wybrali ten kierunek studiów, tam się ciągle mówi o zmianie społecznej. Mowa jest o tym, że trzeba dokonać jakiegoś przewartościowania, proponowane są nowe konstrukty tożsamości - wolność od tożsamości, wolność do tożsamości. Są konkretne postulaty, jak zmienić społeczeństwo, jak powinien wyglądać nasz świat i stosunki społeczne. Powiedziałabym, że to jest program rewolucji.

W nawiązaniu do klasyka: "filozofowie do tej pory interpretowali świat, a nam chodzi o to, aby go zmienić".

Tak. Mam takie mocne odczucie po studiach w Instytucie Badań Literackich, że chodzi o konkretną zmianę. Zresztą drugi kierunek studiów, który się rozwija w Polsce to jest "gender mainstreaming" czyli wprowadzanie prawideł gender do naszego życia, do każdej jego dziedziny.

Bardzo dużo jest tych obcych słów. Pani wymieniła jedno "gender mainstreaming". Ale mamy też "backlash", "queer", "herstoria". Czemu służy to zaśmiecanie polszczyzny?

Właśnie, pan mówi o zaśmiecaniu polszczyzny, a genderyści powiedzą, że to są słowa, których brakuje, ważne pojęcia. W każdej rewolucji tak jest. Każda ideologia próbuje zawłaszczyć język, operować językiem. Proszę popatrzeć, że w PRL-u mieliśmy mnóstwo takiej nowomowy socjalistycznej. Tak samo gender posługuje się swoimi terminami. "Herstoria" to jest bardzo ciekawy przykład. Genderyści uważają, że "historia" to jest z angielska "his-toria". 

"His" czyli "jego", "mężczyzny".

W związku z tym genderystki chętnie używają pojęcia "her-storia", bo jak dadzą angielskie "her" to jest już "jej" opowieść. Tymczasem "historia" nie pochodzi z angielskiego, to jest przecież greckie słowo. Nie ma nic wspólnego z "his" czy "her" -"jego" czy "jej". Po prosto oznacza opisywanie dziejów, czy badanie dziejów.                                

To greckie słowo "istoria" - "ἱστορία". No, dobrze, a co chcą obalić ci rewolucjoniści, kto jest dla nich głównym wrogiem?

Kultura. Coś, co byśmy nazwali dzisiaj "tradycyjnym modelem wychowania", czy sposobem, w jaki wychowujemy dzieci: że dziewczynki bawią się lalkami, a chłopcy samochodami, to że chłopcy są uczeni tego, aby dziewczynki, kobiety przepuszczać w drzwiach. Duży nacisk kładzie się na wychowanie. To było widać podczas tegorocznej "manify". Zwykle na transparentach niesiono hasła-  "Mój brzuch, moja sprawa"- dotyczące aborcji czy praw kobiet. Obecnie jednym z głównych haseł jest właśnie edukacja. Genderyści mówią : "odróbmy lekcje z równości". Zależy im bardzo na tym, żeby zmienić naszą kulturę, sposób wychowania. Nawet pojawiają się takie pomysły rodem ze Szwecji, aby stworzyć przedszkola "obojętne płciowo", w których do dzieci nie zwraca się po imieniu, żeby nie wskazywać na płeć, żeby wszystko było neutralne. W tych przedszkolach nie ma lalek i samochodów, są tylko neutralne zabawki czyli klocki, układanki. Bardzo zależy genderystom na tym, żeby wyizolować czynnik płciowy, żeby w procesie wychowanie nie zaznaczać różności płci.                    

Czy niedługo nie będzie tak, że my - rodzice utracimy kontrolę nad obcą tresurą naszych dzieci? Pani wspomina szwedzkie przykłady. Czeka nas taki koszmar jak powieści i filmów fantastycznych?  Przypomina mi się "Seksmisja" Machulskiego czy "Nowy wspaniały świat" Huxleya.

Mam nadzieję, że tak nie będzie, ale bardzo dużo zależy od nas, od tego, na ile jesteśmy świadomi i na ile mamy wiedzę na temat genderyzmu. Głośno było o równościowym przedszkolu swego czasu. Bardzo łatwo było obśmiać krytyków, mówiąc "przecież nikt nie przebierał chłopców w dziewczynki, nikt nikomu paznokci nie malował". Warto jednak, aby rodzice przyjrzeli się różnego rodzaju programom, które są dostępne w Internecie za darmo, do ściągnięcia. To są konspekty lekcji dla nauczycieli. To już jest, to już się dzieje. Pytanie tylko, na ile nauczyciele z tego korzystają. Zapytajmy w szkołach, do których chodzą nasze dzieci. Zapytajmy w przedszkolach, do których posyłamy nasze dzieci, z czego korzystają nauczyciele? Zwróćmy uwagę na programy unijne. Bardzo często przedszkola wykorzystują różne unijne dotacje i bywa, że są to często transakcje wiązane: "będziecie mieli darmowego logopedę oraz doposażone przedszkole, ale będą też lekcje z równości płci.

Warto podkreślić, że ta lewacka rewolucja ideologiczna, ja bym to nazwał nowym bolszewizmem, tylko przychodzącym z Zachodu, a nie ze Wschodu, odbywa się za sprawą obecnego rządu, rzekomo konserwatywnej Platformy Obywatelskiej. Pani szeroko pisze o działaniach minister edukacji, pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania. W tę kampanię włączyła się też rzecznik praw obywatelskich. Proszę opowiedzieć, może jakieś przykłady podać, jaka jest rola pań Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Małgorzaty Fuszary i Ireny Lipowicz?          

Bardzo duża jest rola tych pań. To są kolejne przyczółki zdobywane przez środowiska genderowe. Był taki list pani Ireny Lipowicz - rzecznik praw obywatelskich - do minister edukacji w sprawie równościowego przedszkola. Rzecznik jednoznacznie wypowiedziała się za tym programem, wskazując szereg różnych dokumentów, oczywiście nie tłumacząc, że to nie są konwencje międzynarodowe, które nas mocno zobowiązują, że nie przewidziano sankcji wobec Polski, jeśli nie wprowadzimy edukacji genderowej.

To jest tylko takie "miękkie" prawo, prawda?

Tak. Możemy je zinterpretować tak, że potrzebna jest nam edukacja genderowa, a możemy inaczej. Za to nie ma żadnej sankcji. Są okresowe sprawozdania, które przedstawiają polscy przedstawiciele, ale nic ponadto.

A mimo to te panie mocno lansują ten nowy kierunek.

Lansują i nikt się temu nie przeciwstawia. Nie mamy z drugiej strony żadnego ośrodka, czy urzędnika, który powie: nie, to nie do końca tak, że bez gender Polska nie może być w Unii. Dlatego rola pań  Fuszary, Kluzik-Rostkowskiej i Lipowicz jest duża. Środowiska genderystyczne mówią nawet: "pozyskaliśmy rzecznik praw obywatelskich, jest nasza!". Kolejną osobą jest pani minister edukacji. Odbywają się różnego rodzaju spotkania. Genderystki chwalą się tym, że były na spotkaniu z Kluzik - Rostkowską. Nie wiedzą, jak mocno jest ona umocowana w rządzie, jakie ma możliwości, ale starają się ją pozyskiwać.

Ja jeszcze przypomnę fakt, że w 2011 prezydent Bronisław Komorowski, za wybitne zasługi w pracy naukowo-badawczej i dydaktycznej, odznaczył panią Małgorzatę Fuszarę Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jak się to ma do lansowanego wizerunku Komorowskiego jako konserwatysty?               

To jest pytanie. Nie znam uzasadnienia tego odznaczenia, które przyznał pan prezydent.

Ale znamy dorobek pani Małgorzaty Fuszary. To jest feministka, genderystka, chyba jedna z najbardziej radykalnych w Polsce.

Może nie jedna z najbardziej radykalnych, kilka bardziej radykalnych by się znalazło, ale jest bardzo konsekwentna w tym, co robi. Jeżeli posłuchamy jej wypowiedzi, jak ona jednoznacznie opowiada się za edukacją genderową, widać że jest mocno zideologizowana. Nawet jeśli będzie mówić, że jest bezstronnym obserwatorem, to trudno w to uwierzyć. Ja myślę też, że prezydent, jak można to zinterpretować, chce być na fali. Dzisiaj trochę nie wypada przeciwstawiać się genderyzmowi, czy krytykować gender. Poszukiwałam specjalistów od prawa europejskiego, którzy by mi wyjaśnili to, co mówi pani Fuszara, czy rzeczywiście bez gender nie można być w Unii, gdzie to jest zapisane, gdzie jesteśmy zobowiązani do prowadzenia edukacji genderowej? Nie byłam w stanie znaleźć w Polsce eksperta, który by mi powiedział to pod nazwiskiem. Ludzie mi mówili: "wie pani, ja tu piszę ekspertyzy, ja mam pracę na uniwersytecie, więc nie mogę się wypowiadać na temat gender, bo panuje pewien rodzaj totalitaryzmu."

Ale pani znalazła takiego eksperta, bo pani go cytuje.

Tak, na Słowacji.

No, właśnie. To on wykazał, że to prawo jest "miękkie" i niekoniecznie musi być wprowadzane w naszym kraju.

Na końcu mojej książki jest taki suplement, w którym podaję dyrektywy Unii Europejskiej. Wystarczy spojrzeć na tytuły tych dyrektyw. To są bardzo podstawowe sprawy: opieka nad dzieckiem, moment kiedy kobieta jest na urlopie macierzyńskim, kiedy karmi piersią, dostęp do dóbr i usług. Dyrektywa to jest to, co nas zobowiązuje, to co my jesteśmy zobowiązani implementować do naszego prawa. Jednak genderystki chętnie powołują się na "miękkie" prawo, na przykład na "mapę drogową", która nie jest żadnym prawem, która nas nie zobowiązuje do niczego. To jest postanowienie polityczne. Jakaś grupa usiadła i stworzyła "mapę drogową" i nie bardzo wiadomo, jak ona jest realizowana. Nie przekłada się to na żadne twarde prawo, ale genderystki powołują się na nią. Może to być też jakiś komunikat Komisji Europejskiej. Sprawdzałam, czym są te komunikaty i to też nie jest żadne "twarde" prawo, to też jest postanowienie polityczne, wyrażenie jakiejś woli. To do niczego nas nie zobowiązuje, ale jest to oręż w ręku pań i panów genderystów. Mówią oni : "proszę, tu był komunikat Komisji Europejskiej". Smutne, że z drugiej strony nie ma nikogo, kto by to skontrował i powiedział "no, dobrze, jest komunikat, ale to nie jest żadne prawo, tylko postanowienie polityczne, przyjdzie inna Komisja Europejska i może to zmienić."

Naszym prawem, publicystów, jest skontrowanie tej rewolucji, która - nie wiem , czy się pani ze mną zgodzi- odbywa się trochę pod dyktando Antonio Gramsciego.

Trochę tak.

Może przypomnę, że różnica pomiędzy marksizmem a gramscizmem polega na tym, że marksizm chciał rewolucjonizować "bazę", natomiast gramscizm chciał rewolucjonizować "nadbudowę" czyli ideolologię, to, co się nazywa symbolicznym światem człowieka, prawda?                                

Tak, zgodzę się z panem, jak najbardziej. Do tego w zasadzie dąży genderyzm, żeby różne rzeczy przedefiniować. Ciekawą rzecz zaobserwowałam na jednej z takich imprez genderystycznych, bo oprócz tego, że uczestniczyłam w studiach, też przez jeden semestr chodziłam na różnego rodzaju konferencje i imprezy. Był taki panel poezji i w jednym wierszu jeden z tychże poetów mówił: redefiniuj, zmieniaj normę. To ukazywało program; chodzi o to, żeby zmienić normę, żeby zupełnie zaorać naszą kulturę, to co w tej chwili mamy i wszystko stworzyć na nowo.

"Hej, queery, świry,/ L jak Lucyna, G jak Grażyna,/ B jak Bartek, T jak czwartek, Q jak Quebec./ Gdziekolwiek jesteś Quebecu,/ Gdziekolwiek jesteś człowieku,/ dekonstruuj  płeć, tożsamość, słowa,/ definiuj na nowo, manipuluj,/ wymyślaj nowe formy,/ w końcu to one stworzą normy."

No właśnie, ja bym powiedziała, że to jest pełen manifest genderystyczny.

Mnie, powiem pani szczerze, najbardziej przerażają reinterpretacje historii przez genderystki i genderystów. Szokują mnie jako Polaka, bo mamy tutaj do czynienia, jak opisała pani w swoim raporcie, z poszukiwaniem ucisku kobiet  przez żołnierzy Powstania Warszawskiego, czy z przywoływaniem socrealistycznych traktorzystek jako pozytywnego modelu kobiecości. Może byłoby to śmieszne, gdyby nie pachniało mi takim starym komunizmem w nowym przebraniu. Mamy teraz zamiast bolszewizmu sowieckiego taki bolszewicki genderyzm?

Myślę, że trochę tak. Zresztą to widać, że w zasadzie wszystko nagina się do nowego paradygmatu. Stawiamy sobie jakiś cel i wszystko naginamy. Pan mówił o Powstaniu Warszawskim. Mnie bardzo rozśmieszyło na spotkaniu wokół książki ,,Płeć Powstania Warszawskiego'', kiedy autorka opowiadała, jak rozmawiała z różnymi paniami, które brały udział w Powstaniu. Ona je uparcie nazywała ,,powstankami''.  Żaliła się, że usłyszała od nich wszystko to, co przeczytała już w wielu książkach, co usłyszała w telewizji. One jej nie mówiły o żadnym męskim ucisku! Ale - jak podkreślała- to trzeba czytać między wierszami, nie można tak literalnie. One tego nie powiedziały, a więc to trzeba wszystko wyszukać, to trzeba jakoś zreinterpretować, żeby ten paternalistyczny ucisk w Powstaniu i ta dyskryminacja kobiet została pokazana.

Ta pani sama dokonała "ucisku" naukowego, prawda? Sama "uciska" te kobiety, żeby cokolwiek z nich wycisnąć, co pasuje do jej teorii.

Tak, bo najpierw sobie stawiamy teorię, którą chcemy udowodnić, a potem niezależnie od tego, czy nam z naszego badania wynika, że tak rzeczywiście jest, czy nie, "jedziemy" z tym i reinterpretujemy.

W Polsce studiowanie tej obcej dziedziny wydawało się, do pewnego momentu przynajmniej, taką ciekawostką, może nawet bzdurką. Pani udowadnia jednak, że to jest poważna sprawa. Po co ci młodzi ludzie zapisują się na taki kierunek?

No właśnie, po co się zapisują? Moim zdaniem powstaje w tej chwili rynek różnego rodzaju szkoleń gender. Osoby na tych studiach nierzadko skończyły kierunki, po których dzisiaj trudno znaleźć pracę: kulturoznawstwo, filozofia. Uniwersytety namawiają do tego, że gender to będzie przyszłościowa dziedzina, że będzie mnóstwo pracy. To jest jakaś możliwość, żeby potem robić różnego rodzaju szkolenia. Te szkolenia zresztą już się odbywają. Wystarczy podzwonić po różnych instytucjach państwowych i okazuje się, że takie szkolenia przeprowadzono, że gdzieś tam jest już jakaś jednostka, która gdzieś tam się tym zajmuje. Na przykład policja wysyła swoją przedstawicielkę na gender studies, żeby szkoliła potem policjantów. Więc tworzy się swego rodzaju rynek szkoleń dotyczących równości płci. Zresztą jeżeli przedszkole dostaje dotacje unijne, to jest zobowiązane do tego, żeby prowadzić takie zajęcia z dziećmi. Przedszkole najpierw wysyła nauczycieli na szkolenia. Więc te studia stwarzają możliwość zdobywania kwalifikacji trenera, który prowadzi zajęcia z równości płci.

I z "gender mainstreaming".

Tak i ten rynek będzie się powiększał. Uniwersytety mówią i piszą, że to będzie przyszłościowa dziedzina, że po niej będzie można znaleźć w wielu miejscach zatrudnienie. Myślę, że mają rację.

Czyli rewolucja trwa, a Kopernik niedługo będzie kobietą.

Kopernik już jest kobietą.

Bardzo pani dziękuję. Agnieszka Niewińska, autorka książki ,,Raport o gender w Polsce'' była moim i państwa gościem.

Dziękuję bardzo.