Milicyjna zbrodnia ze stanu wojennego na sądowej wokandzie. Prokurator z katowickiego oddziału IPN-u oskarżył byłego milicjanta o zabójstwo. Ofiarą był młody mężczyzna, który uciekał przed milicyjnym patrolem. Akt oskarżenia został właśnie skierowany do sądu.

Młodego mężczyznę zastrzelono w stanie wojennym w Sosnowcu, na ulicy. Rozpoczęło się wówczas śledztwo, ale zostało umorzone. Milicjant, który wtedy strzelał tłumaczył , że strzał padł przypadkowo, w czasie szamotaniny.

-Dwa lata temu zgłosiła się do nas matka ofiary i o wszystkim opowiedziała-mówi prokurator Ewa Koj.

Śledztwo można było zacząć raz jeszcze, bo choć przed laty co prawda zostało ono umorzone, ale prowadzono je wtedy "w sprawie", a nie "przeciw konkretnej osobie".

Był wieczór, do komisariatu milicji w Sosnowcu zgłosił się mężczyzna. Twierdził, że został napadnięty. Dwaj milicjanci pojechali z nim szukać sprawcy. Zaczęła się godzina milicyjna, więc na ulicach było już mało ludzi. W pewnym momencie mężczyzna wskazał młodego człowieka i powiedział "Może to ten...". Milicjanci chcieli go zatrzymać, ale młody mężczyzna zaczął uciekać. W pewnym momencie padł strzał. Śmiertelny.

W pierwszym śledztwie najważniejszym świadkiem był...strzelający milicjant. Drugi z milicjantów stał daleko i całego zajścia nie widział.

Teraz, po latach, głównym dowodem w śledztwie jest opnia specjalistów medycyny sądowej. Wynika z niej, że strzał padł z bardzo bliskiej odległości. Oddany był w tył głowy.

Zastrzelony mężczyzna miał dwadzieścia kilka lat. Nie wiadomo dlaczego zaczął uciekać przed milicjantami. Milicjant, który teraz oskarżony jest o zabójstwo, dalej utrzymuje, że był to przypadek.