Pomarańczowa rewolucja trwa już prawie dwa tygodnie. Przesilenie polityczne na Ukrainie to spadek obrotów w sklepach i hurtowniach na wschodzie Polski, gdzie Ukraińcy masowo zaopatrują się w różne towary.

Teraz wszyscy pojechali wspierać rewolucję. Polacy liczą straty, łapią się za głowę, wielu boi się, że może być jeszcze gorzej.

Mam problemy z odebraniem towaru od pana z Ukrainy. Powiedział, że jest taki bałagan, że się nawet nie wybiera po towar - mówi właściciel sklepu budowlanego odwiedzanego przez klientów ze Wschodu. Pocłuchaj: