Nieuniknione pojawienie się w Polsce koronawirusa można paradoksalnie przyjąć z ulgą. Oto kończy się okres niepewności i oczekiwania, koncentracji na fake newsach, domysłach i kampaniach politycznych, zaczyna się okres odpowiedzialności i troski. O siebie i innych. Opozycja bardzo starała się rozpędzić w kraju falę paniki, mam nadzieję, że to się jej nie udało. I nie uda. Liczę na to, że jej działania – też paradoksalnie - przyczyniły się jednak do tego, że wiemy o całej sprawie więcej. I będziemy się starali być naprawdę dobrze poinformowani i przygotowani.

Nieuniknione pojawienie się w Polsce koronawirusa można paradoksalnie przyjąć z ulgą. Oto kończy się okres niepewności i oczekiwania, koncentracji na fake newsach, domysłach i kampaniach politycznych, zaczyna się okres odpowiedzialności i troski. O siebie i innych. Opozycja bardzo starała się rozpędzić w kraju falę paniki, mam nadzieję, że to się jej nie udało. I nie uda. Liczę na to, że jej działania – też paradoksalnie - przyczyniły się jednak do tego, że wiemy o całej sprawie więcej. I będziemy się starali być naprawdę dobrze poinformowani i przygotowani.
Zdjęcie ilustracyjne /Aleksander Koźmiński /PAP


W języku kulturalnych ludzi trudno znaleźć dostatecznie dosadne słowa, które mogłyby w pełni skomentować działania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, jej sztabu i wielu aktywnych w mediach społecznościowych zwolenników, którzy dla politycznych celów usiłowali rozpętać histerię i podważyć zaufanie do władz państwa. Ja rozumiem, że podważanie zaufania do władz państwa jest jedyną, powtórzę JEDYNĄ formą politycznej działalności opozycji spod znaku Platformy Obywatelskiej et consortes od ponad czterech lat, są jednak sprawy, które z tej logiki, albo wręcz pseudo-logiki sporu politycznego, powinny być wyłączone. 

Sytuacja potencjalnego zagrożenia epidemią, szczególnie nowego, nie do końca znanego wirusa, jest właśnie jedną z nich. Sztab kandydatki na "Prawdziwą Prezydent" jest grupą ludzi, która powinna to swoim umysłem ogarnąć. Zaryzykuję twierdzenie, że prawdopodobnie nawet ogarnia. Jego działanie było więc - i momentami wciąż jest - całkowicie cyniczne i nieodpowiedzialne.

Od razu podkreślam, że zadawanie w obliczu możliwej epidemii pytań dotyczących przygotowania służb sanitarnych i służby zdrowia jest nie tylko prawem, ale i obowiązkiem opozycji i dziennikarzy. Tym bardziej, że choć odpowiedzialność za stan całej służby zdrowia rozkłada się na wiele ekip, reagowanie kryzysowe tu i teraz leży całkowicie w gestii obecnego rządu. Uzasadnione odnoszenie się do konkretnych problemów, incydentów, czy zaniedbań nie oznacza jednak uporczywego głoszenia spiskowych teorii i powtarzania w kółko, że rząd sobie nie radzi. 

Ja już pominę komentarze, z których nazbyt wyraźnie widać nadzieję, by sobie faktycznie nie poradził. Chodzi mi o kłamliwe stwierdzenia, które mimo że oficjalnie dementowane, nie przestawały się z kręgów opozycji pojawiać. Tak, ja też znam powiedzenie o tym, że nie warto wierzyć w niezdementowane informacje. Wszystko rozumiem. Są jednak pewne granice. Mówimy o sprawie, której nie da się ukryć. Prędzej, czy później prawda wyjdzie na jaw. W ciągu dni, tygodni, czy miesięcy przekonamy się jak u nas z tą epidemią będzie. I jak rząd sobie z nią będzie radził. Mamy prawo oczekiwać od rządu pełnej informacji i pełnej mobilizacji, nie wolno nam jednak - nikomu nie wolno - siać paniki. A wyborcy rozliczą rząd z tego, czy mówiąc że ma sprawy pod kontrolą, mówił prawdę.

Opozycja tak długo przekonywała, że rząd nic nie robi, że koronawirusa lekceważy, że jest spóźniony i nie chce nawet przegłosować propozycji specjalnych rozwiązań prawnych złożonych przez nią w Sejmie, że PiS zdecydował się propozycję ustawy złożyć. Prezydenta tak długo oskarżano, że nic w tej sprawie nie robi, że zwołał specjalne posiedzenie Sejmu. I oto nagle opozycja w poniedziałek musiała zjeść tę żabę i iść w zupełnie nową narrację, jakoby to rząd epidemię upolityczniał. Paradne. 

A jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, po akceptacji serii poprawek okazało się potem, że ustawę specjalną można głosami i koalicji rządowej, i większości opozycji przyjąć. Tak się to po prostu ułożyło. Jedni (w domyśle - koalicja rządowa) zrezygnowali z tradycyjnej dawki arogancji, drudzy (opozycja totalna) tak się w tej sprawie zakiwali, że nie bardzo mieli jak zagłosować przeciw. Nie rozstrzygam, czy ustawa w sprawie koronawirusa była ostatecznie konieczna, czy jest dobra, nie wiem też jeszcze co zrobi z nią Senat, mam jednak wrażenie, że poniedziałkowe obrady i głosowanie, mimo wielu ostrych słów, przybliżyły nas nieco do normalności. Tak się jakoś to wszystko ułożyło, że dwie dominujące siły naszej polityki uznały równocześnie, że lepiej będzie wyglądało jeśli się zgodzą, niż pokłócą. To może być krótkie wrażenie. Chciałbym jednak widzieć w tym chwilowym "porozumieniu ponad podziałami" uboczny i może niekoniecznie zamierzony, ale jednak korzystny skutek tej awantury.

Co do politycznego wykorzystywania i rozgrzewania sporów wokół koronawirusa, Polska nie jest oczywiście wyjątkiem. Warto przyjrzeć się choćby sytuacji w Stanach Zjednoczonych, która jest miejscami nawet bliźniaczo do naszej podobna. Tam Demokraci wieszczą, że administracja Donalda Trumpa epidemię lekceważy, nic nie wie i nic nie robi. A Biały Dom twierdzi, że wszystko ma pod kontrolą. Taki mamy współcześnie polityczny klimat. Tymczasem nawet Światowa Organizacja Zdrowia przyznaje, że świat nie jest do epidemii koronawirusa w pełni przygotowany. 

Opanowanie epidemii wymaga spokoju, odpowiedzialności, może nas czekać jeszcze wiele niespodzianek. Tej odpowiedzialności trzeba oczekiwać nie tylko od polityków, służb medycznych i urzędników, ale też od mediów i nas wszystkich, którzy mogą się zakazić i mogą zakażać innych. Potraktujmy to bez paniki, ale poważnie. Z odpowiedzialnością za siebie i innych. Bądźmy dorośli...