Wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych w Polsce była wydarzeniem olbrzymiej wagi. Przyniosła kluczowe z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa deklaracje. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że po przemówieniu Joe Bidena w Warszawie dominującą emocją pozostaje smutek. Prezydent USA powiedział nam, Ukrainie, światu i Rosji to, co powinien był powiedzieć, w pamięci zostanie jednak jego przekonanie, że wojna za naszą wschodnią granicą szybko się nie zakończy.

Po tym, jak przez pierwsze tygodnie tej wojny zobaczyliśmy jak bohatersko Ukraina się broni, chyba uwierzyliśmy już, że Kijów tej wojny nie przegra. Świadomość codziennych ofiar rosyjskiego barbarzyństwa nie pozwala jednak ze spokojem patrzeć na przedłużanie się tej wojny. Fakt, że jako zachodnia wspólnota demokracji nie mamy czytelnego pomysłu, co w tej sytuacji zrobić, nie napawa optymizmem. Dlatego piszę o smutku.

Oprócz smutku jest jednak i nadzieja. Dla Polski wizyta była dobra i ważna pod wieloma względami. Przede wszystkim pokazała, że po okresie mniej lub bardziej otwarcie ujawnianych wahań administracja Białego Domu deklaruje wolę współpracy z Warszawą w sprawach o absolutnie największym dla wolności i demokracji znaczeniu. Kto chce, może widzieć w tym zakończenie okresu szorstkiej przyjaźni, kto chce, może podkreślać, że Waszyngton poparł nie PiS, ale Polskę. Wszystko jedno. Stosunki Warszawy z Waszyngtonem powinny być wyjęte spod presji bieżących politycznych zawirowań, oparte na silnym sojuszu i lojalnym partnerstwie. Dla polskiego bezpieczeństwa ma to znaczenie fundamentalne, mam nadzieję, że USA także widzą w tym teraz swój kluczowy interes.

Z tym partnerstwem nierozerwalnie wiąże się opinia, jaką na temat naszego kraju i nas samych prezentują, powielają i czasem owszem, kreują media na całym świecie. W tych dramatycznych tygodniach widać, jak obecny - w dominującym stopniu korzystny - przekaz zderza się z tym, który obowiązywał do tej pory. Może to szansa, że europejska, czy nawet światowa opinia publiczna spojrzy na nas bez uprzedzeń, a nawet spróbuje nas zrozumieć. Być może dostrzeże, że opisywane tak obszernie spory w ramach Unii Europejskiej mogą mieć też inny sens i przyczyny, niż te, które jednostronnie prezentowano.

Nie mamy oczywiście pojęcia, czy spotkanie ukraińskich ministrów obrony i spraw zagranicznych z amerykańskimi odpowiednikami i samym Joe Bidenem przyniosło Ukrainie więcej nadziei, czy więcej realizmu. Bardzo dobrze, że właśnie w Warszawie do tego spotkania doszło. Miejmy nadzieję, że niejawne ustalenia pomogą w przyspieszeniu ukraińskiego zwycięstwa w tej wojnie.

Mamy wielką nadzieję, że niejawne ustalenia w rozmowach Amerykanów z polskimi władzami pozwolą nam osiągnąć stan, przy którym myśl o ewentualnej agresji wobec Polski nikomu na Kremlu nie będzie mogła nawet przyjść do głowy. Mimo wydarzeń na Ukrainie w Stanach Zjednoczonych nie ustały dyskusje na temat potrzeby przeniesienia uwagi Waszyngtonu w kierunku Azji i zagrożenia ze strony Chin. Pojawiają się opinie, że skoro armia rosyjska pokazała swoją nieudolność a europejscy sojusznicy z NATO deklarują chęć podniesienia wydatków, tak zwany "Pivot to Asia" jest wciąż właściwym rozwiązaniem. Mam nadzieję, że przemówienie Joe Bidena ostatecznie zapowiada, że odwrotu z Europy nie będzie.

I na koniec jeszcze jedna sprawa, być może kluczowa dla szans wprowadzenia naprawdę szczelnych sankcji wobec Rosji. Deklaracja Stanów Zjednoczonych o energetycznym wsparciu dla Europy to sygnał, że administracja Joe Bidena nie będzie na razie za wszelką cenę odchodzić od paliw kopalnych. Nie potwierdzają się więc, związane z ubiegłorocznymi działaniami Białego Domu obawy, że USA ze względów klimatycznych i środowiskowych mogą zrezygnować z próby łagodzenia energetycznej zależności Europy od Rosji. To oczekiwana i dobra wiadomość. Kolejny powód, by... mieć nadzieję.