Od kilku miesięcy zakładam się z kolegami o to, kto pierwszy uchwyci moment, kiedy Trybunał Konstytucyjny przekłada na później sprawę legalności decyzji Mateusza Morawieckiego na temat organizacji wyborów kopertowych. Wczoraj od jej wydania minęły cztery lata a ja znowu przegrałem - rozprawa planowana na dziś została przełożona kolejny raz już wczoraj.

Przekładanie powszedniejące

Rozprawy zwykle przekłada się na później popołudniami, kiedy śmiech i gratulacje dla wygranych nie mają już żadnego znaczenia dla życia publicznego. Polega to na niepozornej zmianie daty wpisanej na skromniutkiej wokandzie, okresowo zapowiadającej na najbliższe tygodnie ledwo jedno-jedyne wydarzenie. Łatwo to przeoczyć, a w miarę upowszechniania się przekładania spraw na później jako jedynego objawu życia w Trybunale - jest też coraz mniej atrakcyjne. Cóż to za news, że w Trybunale Julii Przyłębskiej coś spadło z wokandy? Pusty śmiech co najwyżej i coraz skromniejsze wyrazy uznania dla tego, kto to zauważył.

Decyzja premiera po czterech latach

Na dzisiejszą, tę odwołaną rozprawę przed TK czekali już tylko bardzo nieliczni. Dość powiedzieć, że zakład o jej przełożenie można było wygrać już dziewięć razy. Po raz pierwszy przed 14 lutego, kiedy miała się odbyć po raz pierwszy, ale została przełożona na 28 lutego. Wtedy z kolei przełożono ją na 5 marca, kiedy została przesunięta na 12 marca, a przed 12 marca Trybunał przełożył ją na 26 marca. 26 marca okazało się, że rozprawa odbędzie się 4 kwietnia i wtedy - o dziwo - ten właśnie jeden jedyny raz

... rozprawa rzeczywiście się odbyła!

Ku zdumieniu, dodajmy, nielicznych prowadzących jeszcze w tej sprawie zakłady bukmacherów. Sama rozprawa nie trwała jednak dłużej niż godzinę, bo mówiąc eufemistycznie, rozmowa niespecjalnie się kleiła - przed TK stanęli jedynie wnoszący o umorzenie wniosku sprawy przedstawiciel Prokuratora Generalnego i reprezentant wnioskodawców z PiS, dowodzący, że decyzja premiera zlecająca przygotowanie wyborów kopertowych Poczcie Polskiej i PWPW była zgodna z prawem. Sejm nie był reprezentowany, a spór był czysto rytualny. 

Przewodniczący rozprawie Stanisław Piotrowicz, choć było oczywiste, że powiedziano już właściwie wszystko - rozprawę jedynie przerwał, wyznaczając kolejny termin, na dziś.

Całkiem naturalne było oczekiwanie, że postępowanie zostanie zamknięte, padnie rytualna formuła że Trybunał uznał sprawę za wyjaśnioną w stopniu pozwalającym na wydanie wyroku, i zapadnie wyrok. Zakłady mogły ruszyć znowu, miałem kolejną szansę - i przegrałem, przegapiłem istotę działania Trybunału, trafniej określanego jako Trybulejter.

Notatki w kalendarzu

Oczywiście w przeddzień wyznaczonego terminu, standardowo po południu Trybunał kolejny raz odroczył wczoraj dzisiejszą rozprawę - do 25 kwietnia. Kilka osób kolejny raz zanotowało więc w kalendarzach, żeby dzień wcześniej, po południu sprawdzić, czy może nie oni tym razem zauważą kolejne przełożenie tego terminu - i to wszystko.

Tyle właśnie korzyści zapewnia całej Rzeczypospolitej obserwowanie działań kluczowej dziś instytucji polskiego sądownictwa konstytucyjnego. 

Nie dajcie sobie wmówić, że prawo konstytucyjne jest trudne. Obserwuję je od miesięcy - polega ono głównie na przekładaniu rozpraw na później, a to przecież nic trudnego.