Opublikowane właśnie postanowienie prezydenta o wyznaczeniu 11 sędziów nowej izby Sądu Najwyższego pozbawia złudzeń. Czarno na białym widać w nim, że Izbę Odpowiedzialności Zawodowej bez udziału sędziów czy kogokolwiek innego sformowali dwaj rządzący politycy.

Nową izbę stworzono, żeby spełnić oczekiwania Komisji Europejskiej i TSUE, dotyczące zlikwidowania Izby Dyscyplinarnej. Ich podstawą były zastrzeżenia do powołania jej sędziów przez KRS, zdominowaną przez wpływy polityczne rządzących.

Rozpatrującą kwestie odpowiedzialności sędziów Izbę Dyscyplinarną miała zastąpić powołana w zupełnie inny sposób Izba Odpowiedzialności Zawodowej. Sposób ten dał jednak nawet bardziej wyrazisty efekt, w postaci jawnego i bezpośredniego stwierdzenia, że w istocie grono orzekające w sprawach sędziowskich dyscyplinarek powołują prezydent w porozumieniu z premierem, i nikt więcej.

Procedura

Mający 125 etatów sędziowskich Sąd Najwyższy składa się obecnie z 90 sędziów. 42 z nich to sędziowie "nowi", objęci unijnymi zastrzeżeniami ze względu na powołanie z udziałem upolitycznionej przez rządzących Krajowej Rady Sądownictwa, 42 to sędziowie "starzy", których powołań do SN nikt nie kwestionuje.

Spośród tych 90 sędziów wg nowej procedury wylosowano 33 kandydatów do nowej izby. 17 stanowili sędziowie "nowi", 16 - "starzy". Lista trafiła do prezydenta, który miał spośród nich wybrać 11 osób orzekających w sprawach dyscyplinarnych.

Do tego momentu procedura mogła wyglądać na uczciwą, chociaż przyznawała prezydentowi budzące opór prawników, nieistniejące dotąd nigdzie prawo do formowania składu istotnego organu Sądu Najwyższego. Konstytucja o nim nie wspomina, przyznając prezydentowi jedynie prawo powoływania sędziów, także SN, jednak bez ingerowania w to, w której izbie mają orzekać.

Kontrasygnata

To drobny szczegół, zauważalny jednak przy lekturze Konstytucji, a bijący wręcz w oczy w postanowieniu, którym prezydent wyznaczył sędziów do nowej izby SN. Żeby decyzja była ważna, musi na niej złożyć podpis szef rządu. Konstytucja wylicza dokładnie 30 rodzajów aktów urzędowych prezydenta, które tego podpisu (kontrasygnaty) nie wymagają. Wszystkie pozostałe, jeśli nie mają potwierdzonej podpisem zgody premiera - są nieważne.

Wyznaczenia sędziów do orzekania w konkretnej izbie SN wśród wyjątków nie ma. Oznacza to, że Andrzej Duda musiał dla swojego wyboru uzyskać akceptację Mateusza Morawieckiego, który także ponosi za nią odpowiedzialność. Prezydencką decyzję o wyznaczeniu 11 sędziów trudno więc uznać za samodzielną i suwerenną, zwłaszcza że jej podjęcie (a może uzgadnianie czy konsultowanie z szefem rządu) zajęło kilka tygodni.

Czarno na białym

Efekt widać w opublikowanym postanowieniu. Pod wyznaczeniem sędziów do Izby Odpowiedzialności Zawodowej podpisani są dwaj najwyższej rangi politycy, reprezentujący rządzących, a w podjęciu przez nich decyzji nie brał udziału nikt więcej. Na dodatek większość ze wskazanych w niej sędziów to sędziowie "nowi", a więc objęci zastrzeżeniami, które spowodowały zlikwidowanie całej Izby Dyscyplinarnej.

Upolitycznienie pośrednie, które zarzucano jej sędziom, przez powołanie z udziałem upolitycznionej KRS, zostało zastąpione najzupełniej bezpośrednim wyznaczeniem do orzekania przez dwóch polityków, reprezentujących to samo rządzące środowisko.

Czy to korzystniejsze dla zabiegów, które mają na celu przekonanie Europy o sędziowskiej niezależności od rządzących polityków i odblokowanie pieniędzy z KPO? Można wątpić.

Na pewno jednak upraszcza zrozumienie istoty rzeczy - teraz dla zobrazowania sytuacji wystarczy pokazać jeden dokument.