A czy wybieram się do Radomia? Nie. Taka jest pointa rozważań nt. tego, czy wzmożona ostatnio aktywność polityków wynika z chęci przyśpieszenia wyborów parlamentarnych.

Od kilku dni niewątpliwie trwa nasilona kampania wyborcza. Z jednej strony zasilana doniesieniami z opozycyjnego Campusu Polska Przyszłości, z drugiej - powrotem do objazdu kraju przez polityków PiS. Temperaturę debaty mogą też podnieść wydarzenia zaczynającego się właśnie forum w Karpaczu.

Objawy gorączki

Obserwując szybkie przykrywanie nagłówków jednych "chcemy, aby" innymi "chcemy, aby" i szamotaninę autorów tych zapowiedzi o dostęp do mediów można się dać zwieść. Doświadczenie uczy, że kiedy jedna z partii obiecuje kolejne dodatkowe świadczenia i dopłaty, inna zapowiada konstruowanie list wyborczych w oparciu o stosunek kandydatów do legalizowania aborcji, łupione zwykle samorządy dostają od centrali prawie 14 miliardów złotych, a w grze pojawia się także niewyobrażalna suma z reparacji wojennych od Niemiec - zapewne zanosi się na wybory.

Kiedy prezes codziennie odbywa spotkania z wyborcami, politycy opozycji zarzucają internet fotkami ze swoich spotkań z młodzieżą, a premier jednego zaledwie dnia (poniedziałek) wygłasza 10 (dziesięć!) publicznych wystąpień w tyluż miejscach - sądzimy, że wybory są pewnie bardzo blisko.

Otóż nie.

Jak to działa?

Ta chaotyczna akcja wyborcza, mimo że od wyborów dzieli nas kilkanaście miesięcy, jest w interesie wszystkich uczestników tej gry. Mechanizm jest prosty; opozycja prze do wyborów w sposób naturalny, a im więcej błędów popełniają rządzący, tym łatwiej jej stawiać im zarzuty. Trudna sytuacja ekonomiczna i energetyczna oraz ciągłe rozsadzanie Zjednoczonej Prawicy od środka powodują, że liczba błędów po stronie rządzących przekracza poziom krytyczny.

Ostatnie miesiące to choćby gwałtowny i niezrozumiały zwrot w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Ponadroczne negocjacje z Komisją Europejską przyniosły w czerwcu sukces, plan został przez KE i Radę Europejską zaakceptowany, i co? I Polska zaczęła jego realizację od nierealizowania tzw. kamieni milowych, które są warunkiem wypłaty środków z KPO. Nie realizujemy nawet naszego własnego pomysłu powołania Komitetu Monitorującego, który miał działać od 30 czerwca, a nie powstał do dziś.

Dla kryzysu rządu nie bez znaczenia jest też brak profesjonalnych nawyków i niechlujstwo legislacyjne. To ono od lat zmusza rząd do zmieniania uchwalonych na kolanie przepisów - w tym roku od Polskiego Ładu przez system dopłat do węgla po niezbędne uszczelnienie przyjętego już po zmianie, ale dopuszczającego nadużycia mechanizmu ich wypłacania.

Zwracając na to wszystko uwagę, opozycja po prostu wykorzystuje słabość przeciwnika. Takie jej wilcze prawo.

Byle dalej od rzeczywistości

Trapiony także obiektywnymi problemami rząd przystępuje zaś do niedorzecznej w kontekście kalendarza wyborczego kampanii po to, żeby odwrócić od nich uwagę. To nie zbliżające się wybory, ale drożyzna, gigantyczna inflacja, braki w zaopatrzeniu nie tylko w węgiel plus wszystkie kłopoty wewnątrz rządu powodują, że znacznie chętniej rządzący mówią o reparacjach, tanich kredytach mieszkaniowych dla młodych, reparacjach, poprawie działania służby zdrowia itp. Wizerunkowym zyskiem rządzących jest każda linijka tekstu w gazecie niepoświęcona coraz bardziej zużytemu premierowi, bałaganowi w działaniach administracji, ponurym odkryciom dziennikarzy śledczych, mnożeniu zbędnych instytucji i wydatków państwa na wątpliwe cele.

A gdyby jednak wybory?

Oczywiście można spróbować, do tego jest jednak potrzebna wola większości, a ta nie ma raczej pewności, że zdołałaby wygrać. Warto pamiętać, że lider tej większości raz już zdecydował się na wcześniejsze wybory, i zapłacił za to utratą władzy. Gdyby chciał to zrobić ponownie - czy poprą go ci, którzy stracą przez to eksponowane stanowiska, wielkie możliwości i dość okazałe uposażenia?

A całkiem konkretnie; przyśpieszone wybory, m.in. z powodu konieczności uchwalenia budżetu przypadłyby pewnie na wiosnę. Kluczowe pytanie brzmi jakie będą wtedy notowania rządzącej większości?

W jakim nastroju będą Polacy po zimie, opłaconej gigantycznymi rachunkami za energię?

Dla ilu z nich najbliższa zima będzie wspomnieniem koszmarnym przez brak ciepła?

Ile przedsiębiorstw przetrwa drożyznę i utrzyma zatrudnienie?

Czy zimą nie nadejdzie kolejna fala koronawirusa?

Jakie będą wiosną ceny żywności? Wyższe czy niższe niż dziś?

Czy do tego czasu zniknie wciąż rosnąca inflacja?

Na koniec zaś - jak zachowają się wiosną ci, którzy będą mieli okazję ocenić rządzących w tym czasie przy urnie wyborczej?

Właśnie z takich powodów przyśpieszone wybory parlamentarne planuję na dni, kiedy już wrócę z Radomia. Do którego się nie wybieram.