Czy naprawdę kiedy np. ktoś włamuje ci się do domu, wszystkim, co ma na ten temat do powiedzenia policja może być „spokojnie, to nie my”?

Kolejne doniesienia ws. tajemniczego programu do inwigilacji terrorystów poza oczywistym wzburzeniem wywołują poważne wątpliwości co do ról, jakie w państwie powinny odgrywać, a jakie odgrywają służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo.

Oto pojawiają się informacje o tym, że nader wyrafinowane i kosztowne techniki operacyjne zastosowano wobec funkcjonariusza publicznego, jakim jest prokurator, adwokata, a więc ewidentnie osoby zaufania publicznego, mającej dostęp do danych wrażliwych, i wobec parlamentarzysty.

Zawód? Bardzo duży!

Naturalnie w poważnie traktującym swoje zadania państwie oczywiste zdawałoby się natychmiastowe wszczęcie procedur wyjaśniających sprawę i zapewnienie bezpieczeństwa informatycznego; o ile nie wszystkim, to przynajmniej osobom o podobnym statusie. Tymczasem nic takiego nie następuje.

Co więcej - władze zdają się uznawać, że sprawa niewarta jest uwagi. Premier oświadcza, że w istocie chodzi o tzw. fake-newsa, zastrzegając przy tym, że nic o sprawie nie wie. Niezbyt to logiczne; albo wie, i na podstawie wiedzy służb, które nadzoruje, uznaje, że to fake-news, albo nie wie, zatem nie ma podstaw, by ocenić, czy to fake-news, czy nie.

Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo zapewniają, że działają zgodnie z prawem, jednak i one (a może zwłaszcza one) zawodzą, bagatelizując sprawę co najmniej bardzo istotną dla bezpieczeństwa państwa. Adwokat, prokurator i były poseł a obecnie senator to nie są szeregowi obywatele. Nawet jednak w sprawie ich inwigilacji nasze służby zdają się poprzestawać na kompletnie niezrozumiałym "to nie my, więc nie ma o czym mówić".

Jest o czym mówić!

Chciałoby się zapytać, na czym polega ochrona kontrwywiadowcza parlamentarzystów?! Czy naprawdę kiedy np. ktoś włamuje ci się do domu, policję wzywa się po to, żeby zapytać, czy to aby nie funkcjonariusze stoją za włamaniem? Na jaką ochronę przed hakerami może liczyć obywatel, jeśli rząd sugeruje, że funkcjonariuszy publicznych hakują nie polskie, a być może "inne służby"? Czyli jak nie nasze tylko inne - to OK?!

Premier nic o tym nie wie, ale wie, że to fejknius - co to znaczy? Że jak strażak nie wie o pożarze, to nie ma pożaru tylko fejknius?

Fundusz Szyderczości?

Osobliwością jest w sprawie Pegasusa jeszcze jedno; tajny system oficjalnie w Polsce nie istnieje, publicznie postawiono jednak nie dość czytelnie zanegowane zarzuty, że został nabyty z poważnym udziałem państwowego funduszu, w zamyśle przeznaczonego na pomoc dla ofiar przestępstw. Tego samego, który funduje np. sprzęt strażacki. Sprzęt ten stosuje się zapewne tylko w wypadku pożarów, będących wynikiem przestępstw.

Gdyby jakimś nieprzyjemnym dla rządzących trafem potwierdziło się jednak, że to ów fundusz sfinansował nabycie nieistniejącego oficjalnie Pegasusa, powstałaby sytuacja także dziwaczna.

Okazałoby się, że kupując za pieniądze funduszu maszynę do inwigilacji wykreowano ofiary tej inwigilacji. A ofiarom przestępstwa ma pomagać... właśnie ten fundusz.

Ten sam, który te przestępstwa umożliwił i finansował.

Staram się nie przesądzać o niczyjej winie, ani nie histeryzować. Powyżej opisałem ledwo kilka tajemniczych zjawisk, które nie tylko zwracają uwagę, ale też niepokoją.

A nie lubię ani tajemnic, ani niepokoju.