Ujawnienie przez sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego, że osoby, zadające mu kłopotliwe pytania podczas ulicznych spotkań z wyborcami, to ludzie podstawieni przez PiS wprowadza, do kampanii kolejny element irracjonalny. A kogo, u diabła, chce przekonywać do głosowania na siebie prezydent, jeśli nie ludzi wątpiących, lub z przeciwnego obozu?!

Obwieszczenie, że młody człowiek, mówiący, że ma już bilet do Norwegii, to warszawski działacz PiS, a niepełnosprawną, zaproszoną do pałacu prezydenckiego, wcześniej widziano na konwencji PiS w zamyśle miało pewnie obnażyć niegodne zachowania kampanijnych przeciwników. Jako takie zostało też podchwycone przez entuzjastów obecnej prezydentury. Niestety, zdradza to kompletne nieprzygotowanie sztabowców na improwizację, mimo że to oni wyznaczają czas, miejsce i przebieg kolejnych prezydenckich spacerów.

Skąd zwolennicy PiS mieliby znać te terminy, jeśli nie z tych samych źródeł, co wszyscy inni - z zapowiedzi samego sztabu wyborczego prezydenta? Po co w ogóle spacery, mające przekonywać do głosowania na Komorowskiego, skoro zwolennicy Andrzeja Dudy nie mieliby prawa przebywać w ich okolicy i zadawać głowie państwa pytań?

Dlaczego właściwie zetknięcie się z kimś, kto zadaje kłopotliwe pytania, wywołuje natychmiastowe sprawdzanie pytającego i ujawnianie jego wcześniejszej, bądź obecnej aktywności politycznej? Co ona ma do rzeczy?

Jeśli w prezydenckich spacerach chodzi tylko o przekonywanie już przekonanych, prezydent może je sobie przecież spokojnie odpuścić - w Warszawie, której ulicami spaceruje, i tak przecież wygrywa. A jeśli chodzi o pozyskiwanie nowych wyborców, podawanie ich nazwisk i grzebanie w politycznych życiorysach, wydaje się co najmniej nietaktowne, by nie rzec - wręcz niedopuszczalne.

Kampania polegająca na demaskowaniu nie kandydatów, a przygodnie spotkanych wyborców, to jakieś kompletne zaprzeczenie nie tylko logice, ale i elementarnym zasadom demokracji i etyki.

Przecież kolejnym elementem tak prowadzonego rozumowania jest oczywiste w tej sytuacji wycofanie się np. z przygotowywanych właśnie debat prezydenckich. Dość naturalne jest przecież, że Bronisław Komorowski zetknie się w nich z Andrzejem Dudą, a ten, stosując powyższe rozumowanie - także jest rozmówcą podstawionym i nieprzychylnym prezydentowi. Co więcej - również będzie się starał zadawać kłopotliwe pytania i także jest działaczem PiS!

Demaskując spotykanych na ulicy wyborców sztab prezydenta Komorowskiego nieopatrznie zdemaskował własne niezrozumienie mechanizmów kampanii wyborczej.

Można by rzec, że kampania nabrała dzięki temu rumieńców.

Są to niestety rumieńce wstydu...