Nie wiem, kto ma rację w sporze między prokuratorami. Obawiam się jednak, że każdy kto w nim uczestniczy powinien poszukać sobie innego zajęcia.

Wołający o pomstę do nieba dzisiejszy stan prokuratury jest następujący: prokurator wojskowy w Poznaniu wygłasza podczas konferencji prasowej rozpaczliwe wystąpienie, krytykujące m.in. prace urzędników Prokuratury Generalnej. Skończywszy wyprasza na chwilę dziennikarzy i strzela sobie w głowę. Kilka godzin później prokurator generalny oświadcza, że nie zgadza się z jego tezami. Chwilę później jednak podziela je jego zastępca, Naczelny prokurator wojskowy. I nic się nie dzieje, wszyscy pozostają na stanowiskach.

Oczekiwanie, że któryś z przełożonych prokuratora Przybyła złoży rezygnację okazało się nadzieją płonną. Oficer, prokurator strzelający sobie w głowę nie jest do tego wystarczającym powodem. Nie uznaje tego za powód ani inny wysoki oficer - generał Parulski, ani jego przełożony, cywil, prokurator Seremet.

Nie przesądzam o przyjęciu dymisji. Piszę tylko o jej złożeniu, o akcie, na jaki stać było dyrektora departamentu w Prokuraturze Generalnej po wpadce z przekazaniem władzom Białorusi dokumentów, dotyczących zatrzymanego opozycjonisty, choć ów dyrektor na oczy tych dokumentów nie widział, a nawet nie było go wówczas w kraju. Tę rezygnację przyjęto. Nie przyjęto zaś np. dymisji szefa MSZ Cimoszewicza po ujawnieniu kilku dysków twardych resortu. Mówiąc górnolotnie, mówię o odpowiedzialności politycznej i honorze, wystawianym na szwank przez publiczny spór.

Dymisji nie tylko nikt nie złożył. Mieliśmy jeszcze możliwość obserwowania, jak bardzo prokurator generalny Andrzej Seremet nie podziela rozpaczliwych uwag podwładnego z Poznania, a potem - że zgadza się z nimi w pełni generał Parulski, szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

I… nic. Mimo tak dramatycznego wyznaczenia różnicy zdań w łonie prokuratury generał Parulski pozostaje zastępcą prokuratora Seremeta. Ten przygotowuje się do wyjazdu do Moskwy, sprawę być może omówią w obecności obu panów komisje sejmowe. W przyszłym tygodniu.

Tłem sporu jest pomysł włączenia prokuratury wojskowej do struktur prokuratury cywilnej. Dość zasadny, jeśli sobie uprzytomnić, że żołnierzy jest tylu, co policjantów, a nie tylu, ilu miało państwo z armią z powszechnego poboru. Do tła należy też wracające rozważanie, czy na pewno dobrym pomysłem było rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.

Dzisiejszy bałagan może być właśnie efektem obecnego modelu nadzoru nad prokuraturą. Minister sprawiedliwości w sprawie nie istnieje. Prokuratora generalnego powołał prezydent, naczelnego prokuratora wojskowego - premier, na wniosek prokuratora generalnego uzgodniony z ministrem obrony.

Skoro żaden z panów nie widzi, że kiedy podwładni strzelają sobie niemal publicznie w głowę - coś nie gra, chyba pora rozważyć bardziej przejrzysty wariant nadzoru.

I chyba taki, w którym uczestnikom dzisiejszych gorączkowo-współczujących konferencji na szczytach prokuratury należy dać odpocząć.