Wyrzucenie Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak było niecierpiącą zwłoki akcją dla ratowania partii zagrożonej spiskiem. Jawny sprzeciw kilkunastu osób wobec tej akcji jest jednak niewartym komentarza prezesa drobiazgiem. Dziwny ten PiS. I nie tylko on.

Parokrotnie wspominałem, że sprawy Prawa i Sprawiedliwości powinny pozostawać sprawami Prawa i Sprawiedliwości. Ma rację prezes, mówiący o dobrowolnej przynależności i akceptowaniu ustalonych reguł. Ale dziwić się wciąż mogę;

Wyrzucenie z partii dwóch osób powoduje wysłanie do Sejmu szefa klubu parlamentarnego PiS Mariusza Błaszczaka, który obwieszcza tę decyzję na ogłoszonym na tę okoliczność spotkaniu z dziennikarzami. Zbuntowanie się jednak kilkukrotnie większej liczby członków założonego przez wyrzucone panie stowarzyszenia wywołuje u tych, którzy w PiS zostali, kilkudniowy festiwal wzruszania ramionami i unikania odpowiedzi na związane z tym pytania. Czy wszyscy jednakowo postrzegamy te proporcje?

Podstawowa różnica między oboma akcjami polega na tym, że wniosek o wyrzucenie składał prezes, a to z natury wymaga w PiS nagłośnienia. Ten sam prezes na zakładanie stowarzyszenia nie wydał zgody, dla członków PiS rzecz nie zasługuje więc na uwagę, ponieważ – także z natury – nie jest istotna.

Podstawowa zauważalna przy tych ruchach proporcja wyraziście świadczy jednak o tym, który z nich jest istotniejszy.

Istotniejszy w skali PiS, nie znaczy jednak wcale, że istotny dla reszty świata, czy choćby polskiej sceny politycznej. Z całym szacunkiem dla wyrzuconych z PiS pań i wspierających je panów.; obiektywnie ledwo kilka tygodni temu (choć w skali polskiej polityki to kilka epok temu) „na topie” doniesień politycznych także było stowarzyszenie, także zakładane przez „wyrzutka”, Janusza Palikota. Też wróżono mu niemal świetlaną przyszłość i było przez niektórych postrzegane jako potencjalne zagrożenie dla Platformy. Czy ktoś o nim jeszcze pamięta?

Jest oczywiście prawdą, że stowarzyszenie zdolnego facecjonisty Palikota nie dziś ma takiego znaczenia, jak grupujący kilkanaście znanych postaci PiS prawie-klub parlamentarny. Piszę „prawie klub”, bo wymieniane dotąd nazwiska posłów – członków stowarzyszenia nijak jeszcze nie sumują się do przynajmniej 15, a tylu posłów trzeba, by założyć klub parlamentarny. Tak czy inaczej – Palikot przy takiej konkurencji niknie.

Jest też jednak podobieństwo między oboma stowarzyszeniami; i jedno i drugie powstają na rok przed wyborami do Sejmu, a więc w ostatnim momencie na przegrupowanie sił przed nimi. Oba też mogą być posądzane o chęć wspierania partii, z których wypączkowały.

Palikota sam podejrzewałem o chęć pozyskania bardziej bliskiego PO lewicowego elektoratu, co przy okazji uwalniałoby z paraliżu platformerską prawicę, która w swoje „oczyszczone” szeregi mogłaby wsysać niezdecydowanych członków PiS. I lewicująca partia Palikota i bardziej prawicowa niż dotąd Platforma bez trudu mogłyby ze sobą współpracować, kosztem poszkodowanych przez ten zabieg SLD i PiS-u.

Podobnie dziś można snuć spekulacje, że „PiS light” jest przemyślanym sposobem na zatrzymanie odpływu zniesmaczonych działaniami prezesa liberałów – w osobnym, ale satelickim wobec PiS ugrupowaniu. W tym wypadku też oczywiście po wyborach byłaby możliwa współpraca obu PiS-ów; twardego i miękkiego, przy czym koszty miałyby ponieść głównie środowiska PO i SLD.

Nie przeceniając znaczenia „PiS light” warto się też zastanowić nad wiarygodnością tworzących go postaci. Czy sztabowcy Jarosława Kaczyńskiego z kampanii prezydenckiej, którzy przemienili go w gołąbka pokoju – robili to ze świadomością wciskania wyborcom ciemnoty, czy naiwnie, wierząc, że się zmienił? Dla oceny ich kwalifikacji to bez znaczenia – i naiwność, i dopuszczanie się świadomego kłamstwa raczej ich dyskredytują jako polityków.

Kolejna refleksja – co łączy gołąbki pokoju z kampanii prezydenckiej 2010 z jastrzębiami z wyborów w 2005 i 2007 -Michałem Kamińskim i Adamem Bielanem? Ktoś powie – współpraca z Lechem Kaczyńskim. Zgoda. A czy Jarosława Kaczyńskiego też taka, a nawet bliższa współpraca z Lechem Kaczyńskim nie łączyła? Co właściwie zbliżyło prorodzinnie nastawione panie, PiS-owskich muzealników i spin-doctorów najbardziej drapieżnych kampanii politycznych ostatnich lat? Jakie jest prawdziwe oblicze nowego tworu politycznego?

Nie wiem jak to wszystko rozumieć, i czy w ogóle próbować. Spisanie uwag pozwala jednak na uświadomienie sobie tego, co inaczej trudno zebrać.

A poznawczo? Nie chce mi się wyciągać wniosków, poczekam na nie. Na razie poprzestanę pewnie na jałowym dziwieniu się.