Kłopot z poparciem dla kandydata PiS na premiera to nie tylko zwykły brak arytmetycznej większości. To przede wszystkim kompletna niekompatybilność składników rzekomej "wielkiej koalicji", która miałaby go wspierać.

Oczywiście nie wiem, kim jest kandydat, który według PiS ma być realną alternatywą dla Donalda Tuska. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, ponieważ nikt na świecie nie jest w stanie skłonić do poparcia tej samej osoby partii tak poróżnionych jak PiS, Solidarna Polska, Ruch Palikota i SLD. A nawet, gdyby taki istniał - ich poparcie to i tak za mało, żeby kandydat nie był alternatywą wirtualną.

Najprostsze, co można zrobić, weryfikując zdolność opozycji do obalenia rządu Tuska, to porównać liczbę głosów. Koalicja PO-PSL ma ich 234, reszta Sejmu (co nie musi znaczyć, że wszyscy są w opozycji) - 226. I tym stwierdzeniem można zamknąć wszelkie rozważania o alternatywie dla rządu Tuska.

Nie idźmy jednak na łatwiznę i przyjrzyjmy się strukturze rzekomo "wielkiej koalicji", jaka może stanąć za kandydatem na premiera, którego nazwisko poznamy dziś w południe.

Ugrupowaniem wiodącym ma w niej być Prawo i Sprawiedliwość. Partia poróżniona z Solidarną Polską do tego stopnia, że Zbigniewa Ziobry nie wpuszczająca na mównicę podczas wspólnej demonstracji. Skrajnie wrogo z powodów ponoć ideologicznych traktowana przez Ruch Palikota. Zdaniem SLD, jej prezes odpowiada za śmierć Barbary Blidy, czego dowodem jest wniosek o postawienie za to Jarosława Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu. Tak zwana "zdolność koalicyjna" PiS w obecnym parlamencie właściwie nie istnieje.

Kolejny element "wielkiej koalicji" to Solidarna Polska. Partia powstała w oparciu o polityków wyrzuconych z PiS, odmawiająca kandydatowi PiS poparcia, ponieważ ma własnego - Tadeusza Cymańskiego. Fundamentalnie przeciwna Ruchowi Palikota. Zdaniem SLD także jej szef, Zbigniew Ziobro, powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. Partia Ziobry nie jest w stanie współpracować z kimkolwiek, nie rezygnując z własnej tożsamości, a nie po to powstała, żeby z niej rezygnować.

Trzeci element rzekomego wsparcia dla technicznego premiera to Ruch Palikota. Poza skrajną, antyprawicową retoryką, wykluczającą współpracę zarówno z partią Kaczyńskiego jak i Ziobry - konkurująca o lewicowy elektorat z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Jakakolwiek współpraca z pozostałymi partiami opozycji może być wyłącznie incydentalna, jak dotąd jednak wszyscy jej unikali. Zapewne nie bez powodu.

Ostatni z członów ewentualnej koalicji, wspierającej kandydata PiS to SLD. Partia, której lider o Ziobrze mówił "pan jest zerem", o posłach Ruchu Palikota "naćpana hołota", a o Jarosławie Kaczyńskim, że to dążący do podpalenia Polski piroman. Także i jego trudno sobie wyobrazić głosującego wspólnie z wymienionymi.

Jak widać, żadna z partii opozycyjnych w Sejmie nie jest dziś w stanie współpracować z pozostałymi. Szanse na to, że cokolwiek wspólnie zrobią - są żadne. To, że udałoby im się wyszarpać jeszcze kilku posłów PSL bądź Platformy, żeby zdobyć większość dla poparcia kandydata PiS - też są żadne, bo nikt rozsądny nie opuściłby w miarę, ale jednak pewnej koalicji dla czegoś tak niestabilnego, jak rząd PiS-SP-SLD-Ruch Palikota. Choćby był najbardziej techniczny, rząd będzie potrzebował stałego poparcia w parlamencie, a tego panowie Kaczyński, Ziobro, Palikot i Miller nie będą w stanie zagwarantować nigdy. Właśnie dlatego, że musiałaby to być gwarancja tego grona.