Dziś mija dokładnie rok od wybuchu afery hazardowej. Pociągnęła za sobą zmiany w rządzie, wywołała nowe regulacje prawne dotyczące hazardu, była badana przez komisję śledczą. Niepokojące tylko, że niewiele w tej sprawie wyjaśniono. Czemu ta sprawa kończy się w gruncie rzeczy niczym?

Bo w takich sprawach, jak w filmie decyduje nie oczywistość tego, co wszyscy widzą, ale upór, z jakim się wmawia, że jest inaczej. Widzieliśmy wszyscy szefa sejmowej komisji finansów, obiecującego biznesmenowi: "Spokojnie, Rysiu załatwimy"; wicepremiera umawiającego się z Rychem koło kiosku na lotnisku; szefa rządzącego w sejmie klubu na spotkaniu na cmentarzu; rekomendowanie córki Rycha przez asystenta ministra, w imieniu całego resortu. A rok po tych wizjach wicepremier jest marszałkiem Sejmu, odwiedzanym dyskretnie przez byłych, przewodniczącego i ministra. Komisja śledcza dzięki większości ich partii uchwaliła jakieś bzdury. I chociaż wszyscy wiemy, że coś tu nie gra, jest jak w kinie: Nie mamy pańskiego płaszcza. I co pan nam zrobi? I to nie w "Casino Royale", tylko w klasycznym polskim "Misiu".