Do 160 pracujących dziś w Sejmie strażników komisyjny projekt ustawy o Straży Marszałkowskiej dokłada niemal drugie tyle etatów. To fakt, że sytuacja straży wymaga uregulowania, ale skala uprawnień, jakie posłowie chcą powierzyć liczącej prawie 300 osób uzbrojonej formacji pod komendą marszałka Sejmu każe się zastanowić, czy nie chodzi o stworzenie de facto nowej służby specjalnej.

Dziś Straż Marszałkowska spełnia głównie funkcje reprezentacyjno-porządkowe, stopniowo poszerzane w miarę zawłaszczania przez kancelarię Sejmu kolejnych terenów. Z operowania głównie w budynkach Sejmu funkcjonariusze straży musieli przenieść się także na "bramki", na stałe odgradzające dość rozległy teren należący do parlamentu od reszty miasta. Posterunki, na których strażnicy jedynie obserwowali osoby, wkraczające na posesję Sejmu i Senatu zamieniły się w posterunki, na których osoby te są legitymowane. Sejm i Senat zaczęły być systematycznie grodzone i odcinane od zwykłych obywateli, nawet jeśli ci chcieliby jedynie skrócić sobie drogę z Powiśla do Śródmieścia.

Zagrożenie!

Od grudnia ubiegłego roku, do dziś wspominanego jako data urojonej przez rządzących próby puczu, Sejm stara się różnymi sposobami odciąć od stykania się z obywatelami. Omawiany dziś w Sejmie projekt ustawy o Straży Marszałkowskiej jest wyraźną zapowiedzią pójścia w tę stronę jeszcze dalej. Na tym się właśnie opiera: uzasadnienie projektu mówi o niewystarczających w sytuacji zagrożenia regulacjach "Waga zadań Straży Marszałkowskiej, potwierdzona praktyką konieczności jej interwencji w sytuacjach konfliktowych oraz w przypadkach naruszenia spokoju i porządku na terenach należących do Sejmu i Senatu przemawia za zasadnością i koniecznością dokonania właściwych zmian ustawowych".

Jakie zagrożenie?

Uzasadnienie nie podaje przykładów - ani naruszeń spokoju i porządku na terenach Sejmu i Senatu, ani praktycznej konieczności interwencji straży w sytuacjach konfliktowych. Zapewne dlatego, że do naruszeń spokoju i porządku dochodzić nie miało jak w sytuacji, kiedy teren parlamentu został fizycznie odgrodzony od miasta, a skuteczności ogrodzenia pilnowali zwożeni setkami policjanci. 

Z kolei konieczność interwencji straży w sytuacjach konfliktowych miała miejsce wyłącznie w samym Sejmie, do którego nie ma dostępu nikt poza osobami upoważnionymi. Tak właśnie było, kiedy strażnicy eskortowali laskę marszałkowską, by nie przejęli jej posłowie opozycji, tak było, gdy pracownik biura PiS usiłował siłą uniemożliwić obywatelowi zadawanie pytań na konferencji prasowej, tak było też, kiedy Straż Marszałkowska blokowała posłom jedno z wejść do Sali Kolumnowej.

Uzasadnienie stwierdza jednak to, co stwierdza, choć rozsądniej by było mówić o zagrożeniach wciąż bardziej potencjalnych niż rzeczywistych.

Kosztowny lek na zagrożenie

Łącznie koszty zmian są gigantyczne. Projekt poza dzisiejszym stanem 160 funkcjonariuszy przewiduje zatrudnienie 120 dodatkowych strażników oraz 10 dodatkowych etatów cywilnych. Po przeliczeniu ma to kosztować budżet ponad 15 milionów złotych. Do tego prawie 2 miliony złotych rocznie na umundurowanie prawie 300 funkcjonariuszy, około 500 tysięcy złotych rocznie na ich szkolenia, i, uwaga - 1 milion złotych na zakup uzbrojenia i wyposażenia specjalnego. Łącznie to blisko 20 milionów. To połowa rocznego budżetu Rzecznika Praw Obywatelskich.

Straż poza Sejmem

Najogólniej po wczytaniu się w projekt można nabrać podejrzeń, że chodzi w nim w istocie o stworzenie nowej służby specjalnej. Proponowane przez komisję przepisy wyraźnie rozszerzają władzę podlegającej władzy marszałka straży z terenu Sejmu na cały kraj i zwiększa jej kompetencje i możliwości. Straż Marszałkowska ewoluuje w nim od jawnego, w mundurze, dbania o bezpieczeństwo, ale też spokój i godność parlamentu do formacji, która niejawnie zbiera informacje, już niekoniecznie w mundurze zajmuje się ochroną osobistą wskazanych przez Marszałka posłów. Strażnicy będą mieli możliwość przeszukiwania, przeprowadzenia kontroli osobistej, przeglądania zawartości bagaży oraz używania środków przymusu bezpośredniego - pałek, kajdanek, paralizatorów, gazu obezwładniającego, a także broni palnej - jeśli tylko uznają, że ktoś zagraża realizacji ich zadania. Tam, gdzie będą je realizować, a więc np. W wypadku ochrony osobistej - potencjalnie wszędzie.

Proszę o opuszczenie sali

Przykładowo strażnik chroniący posła jedzącego w restauracji obiad będzie mógł legitymować, rewidować albo wręcz wyprosić lub zatrzymać osoby przy sąsiednich stolikach. W wypadku oporu może sięgnąć po cały katalog środków, których użycie zastrzeżone jest dziś jedynie dla kilku innych formacji, od policji po Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

To oczywiście przykład przerysowany, ale nie wykluczony w przyszłości, a przerysowanie jest całkiem uzasadnione: dziś Straż Marszałkowska ogranicza swoje działania do ochrony obiektów i urządzeń kancelarii Sejmu i Senatu oraz zapewnienia bezpieczeństwa przebywającym tam osobom wraz z kontrolowaniem dostępu do nich. Ma też oczywiste zadania reprezentacyjne, związane ze szczególnym statusem parlamentu. Możliwe wg projektu powierzanie straży funkcji osobistych ochroniarzy wyprowadza jednak jej funkcjonariuszy daleko poza obszary opisane dziś w prawie.

Czy to jeszcze funkcja reprezentacyjna?

Straż Marszałkowska może wymieniać się też zbieranymi i gromadzonymi informacjami z pozostałymi służbami specjalnymi. W tym akurat nie ma nic dziwnego, o ile zignorujemy skalę tych działań. Ta jednak także może być potencjalnie nadużywana.

Projekt zawiera szereg przepisów ważnych dla samej straży, związanych ze statusem jej funkcjonariuszy, ich uprawnieniami socjalnymi itp.

Rzut oka na liczby każe się jednak zastanowić: do 160 strażników dziś projekt dokłada niemal drugie tyle etatów, a koszt wprowadzenia zmian to prawie 20 milionów złotych. Milion na samą broń i wyposażenie specjalne.

Jeśli prawie 300 uzbrojonych ludzi działających w całym kraju pod jedną komendą to nie kolejna służba specjalna - to co to jest?