Przed kolejną turą rozmów tasujących się liderów na temat przyszłości Platformy Obywatelskiej nadal nie wiadomo co i jak. Wczorajsze wielogodzinne spotkanie Budka - Tusk - Trzaskowski nie doprowadziło do porozumienia, nadal więc nie jest jasne, na czym miałby polegać dyskutowany od kilku już tygodni powrót Donalda Tuska do krajowej polityki. Już teraz można jednak ocenić jego wstępne skutki.

Obraz ogólny

Nie są one dla partii korzystne. Formacja wróciła wprawdzie na pierwsze strony gazet, ale w kontekście, którego zwykle się unika. Platforma Obywatelska jawi się jako ugrupowane kolejny raz poświęcające całą niemal energię na swoje wewnętrzne problemy, które samo sobie stwarza. Na dodatek coraz wyraźniej i już niemal oficjalnie podzielone; na frakcję młodych działaczy Trzaskowskiego i odsuniętych ostatnio w cień starych współpracowników Tuska.

Dezorientacja

Opisowi sytuacji w partii i wokół niej z pewnością nie służy też wyraźne gubienie się najbardziej nawet utytułowanych członków PO w przebiegu wydarzeń. Gubienie się wywołane, dodajmy, niewiedzą, bo rozmowy na temat przyszłości toczone są w gronie kilku zaledwie osób, dyskretnie, z pominięciem zarządu, a pod naciskiem zbierającej się jutro przed południem Rady Krajowej. Jej kilkuset członków ma się zapoznać z efektem rozmów, którego jeszcze wczoraj o północy - nie było.

Nikt nie potrafi dziś powiedzieć na pewno, jak po rozmowach liderów przetasowana ma być PO i ile kart będzie w tym użytych. Nikt nie zna konkretów omawianych propozycji, ale to, co wycieka na zewnątrz, pozwala domyślać się zmian poważnych.

Tasowanie i pula

Całkiem możliwe, że powrót byłego lidera ma dla partii oznaczać spacyfikowanie jej obecnego przewodniczącego Budki i dwójki z czworga wiceprzewodniczących; Ewy Kopacz, która miałaby zwolnić miejsce dla Tuska, i Rafała Trzaskowskiego. Warto do tego przyłożyć właściwą miarę - w skrócie chodzi przecież o wymianę 3/5 ścisłych władz Platformy - tylko dlatego, że chce tego Donald Tusk.

Nieprzypadkowo pewnie nie dalej jak dziś w południe Platformę opuścił jeden z członków jej zarządu krajowego i zastępca sekretarza generalnego Michał Gramatyka, który przeszedł właśnie do ruchu Polska 2050 Szymona Hołowni.

Wszystko to odbywa się zaś w sytuacji, kiedy kadencja wybranego na stanowisko przewodniczącego Borysa Budki kończy się dopiero w styczniu przyszłego, a wywołującego te działania Donalda Tuska w roli szefa Europejskiej Partii Ludowej - w listopadzie kolejnego, 2022 roku.

Kosztowne fanaberie

W tym kontekście nagłe i niekonsultowane z nikim (poza nimi samymi) roszady w gronie liderów można nazwać i tak, bo przecież nikt nie jest w stanie wskazać jakiegoś wyrazistego powodu do przeprowadzania tych zmian. Przeprowadzanie ich nad głowami niemych i zdezorientowanych członków partii wydaje się działaniem nieprzesadnie demokratycznym.

Brak porozumienia między Trzaskowskim a Tuskiem w sprawie mglistych na razie planów tego drugiego grozi z kolei pilnymi wewnętrznymi wyborami. Te zaś mogą dla PO oznaczać mającą cechy plebiscytu konfrontację Tuska z Trzaskowskim w sporze o przywództwo.

To znowu byłoby zajmowaniem się wewnętrznymi problemami partii, a nie kraju, o który ponoć chodzi. Tak samo jak wznowienie telenoweli "Powrót Tuska" miało podnieść notowania PO, a jak pokazuję powyżej - udaje się to umiarkowanie.