Na najbliższym posiedzeniu Sejmu poseł Marek Opioła zostanie zapewne odwołany ze stanowiska przewodniczącego sejmowej komisji służb specjalnych. Taki jest na razie efekt nagłośnionego przez nas użycia policyjnych helikopterów i funkcjonariuszy w klipie, promującym Opiołę jako kandydata na posła do europarlamentu. Filmik zniknął, sprawy nie ma, zostało tylko parę zdziwień.

Cała historia zajęła ledwo kilka godzin. Poseł nie widział w wykorzystaniu w kampanii Black Hawków i funkcjonariuszy nic niestosownego, potem policja ujawniła, że prosząc o pomoc nie wspomniał o wyborczym użyciu materiału, szef KGP oświadczył, że czuje się oszukany, poseł usunął z sieci klip, a władze PiS ustami szefa MSWiA zapowiedziały usunięcie posła ze stanowiska szefa komisji.

Finisz oznacza przyspieszenie

Właśnie tak działa się na ostatniej prostej przed metą. Natychmiastowe ukręcenie łba kompromitującej sprawie nie dziwi. Tak załatwia się podejrzane sprawy na kilka dni przed wyborami - im dłużej trwają, tym gorzej dla tych, którzy się wygłupili. Zero zdziwień.

W tym kontekście jednak jeśli można się czymś dziwić, to właśnie nieogarnięciem samego Opioły. Jeszcze rano do głowy mu nawet nie przychodziło, że używając obrazów policyjnego sprzętu i policjantów w kampanii, zrobił coś złego.

Nabieranie policji

A ewidentnie zrobił, do Komendanta Głównego zwracając się wcześniej z prośbą o pomoc pod pozorem kręcenia filmiku "do wykorzystania w jego bieżącej pracy".

Nie dość że kłamliwe wyjaśnienie było wręcz niedorzeczne, bo kto jak kto, ale do czego filmików z helikopterami miałby potrzebować w bieżącej pracy szef komisji ds. służb specjalnych?

Co ma wspólnego paradowanie w kamizelce taktycznej i hełmie specjalsów na tle Black Hawków z parlamentarnym nadzorem nad pracą wywiadu, kontrwywiadu, CBA i innych służb specjalnych?

Poseł to owszem, wyjaśnia w swoim oświadczeniu, ale nie nabrałby się na to nawet średnio rozgarnięty gimnazjalista.

"Tak wysiadam z helikoptera"

Twierdzenie, że "Kilkunastosekundowe ujęcie było sytuacją statyczną i zainscenizowaną, natomiast obrazowało realne działania, które jako Przewodniczący Komisji ds. Służb Specjalnych realizowałem w ostatnich czterech latach, takie jak np.: projekt 'Granica', polegający na wizytacji przez komisję wszystkich odcinków granicy Polski, czy wizytacje komisji w Afganistanie, Iraku, Bośni i Hercegowinie czy w Kosowie" brzmi równie przekonująco jak żarty premiera.

Tak jak Mateusz Morawiecki nie zarobiłby grosza jako tzw. standuper, tak poseł Opioła nie byłby w stanie przekonać kogokolwiek, że filmik o treści "tak właśnie wysiadam zwykle z helikoptera w Kosowie" pokazuje naturę jego poselskiej pracy. Nie mówiąc o opatrzeniu takiego swojego wizerunku z policjantami nazwą partii i swoim numerem na jej liście wyborczej.

Nabieranie przez policję?

Kolejne zdziwienie - że uznająca się dziś za "oszukaną" policja dała wiarę pismu kandydującego do PE posła, który nagle w kwietniu zapragnął udokumentować swoją pracę w Sejmie materiałem z użyciem wyposażenia taktycznego, umundurowanych funkcjonariuszy i dwóch śmigłowców Black Hawk. Jeśli policjanci naprawdę nie przewidzieli rozwoju wydarzeń, to ich talenty śledcze dorównują umiejętnościom standuperskim premiera i perswazyjnym samego posła.

Ale europosłem będzie dobrym?

Cała sprawa przed wyborcami Marka Opioły postawiła nieprzyjemne pytanie - czy człowiek, który kłamie i wykorzystuje policjantów, a przez swoich partyjnych przełożonych zostaje odwołany (wprawdzie dopiero po nagłośnieniu sprawy, ale jednak) z wymagającej co najmniej tzw. "ogarnięcia" i zwykłej uczciwości funkcji - nadaje się na przedstawiciela Polski w Parlamencie Europejskim?