Donald Tusk zapowiedział właśnie to, co zapowiedzieliśmy wczoraj; niemal pełne wykorzystanie konstytucyjnych terminów, przewidzianych na powołanie rządu po zmianie kadencji Sejmu. Oznacza to dwie rzeczy: premier nie ma jeszcze planu na rządzenie, i chyba lubi trzymać otoczenie w niepewności.

Z punktu widzenia dziennikarzy najbliższe tygodnie zapowiadają się koszmarnie. Spekulacje, domysły, tzw. "wrzutki", przecieki - wszystko to razem, w związku z nieznanymi planami szefa rządu, a do tego kompletny brak wiarygodności jakichkolwiek źródeł informacji. Wokół premiera trwa bowiem wojna frakcji wewnątrz Platformy Obywatelskiej, a także spięcie PO z byłym-obecnym-przyszłym koalicjantem. O wydzielenie energetyki z gospodarki, o wywołująca alergie ministra finansów Jolantę Fedak, o Ministerstwo Cyfryzacji…

W prowadzonej tak wojnie notorycznie stosowana jest polityka faktów dokonanych, polegająca np. na ujawnianiu, że partner się na coś zgodził, że podjęto jakieś decyzje… bywało, że w ten właśnie sposób politycy osiągali najwyższe funkcje - po prostu oświadczając, że im je zaproponowano, i że się zgodzili.

W takiej wojnie wypuszcza się "wrzutki", elektryzujące z dnia na dzień opinię publiczną, i dające pożywkę paplającym w studiach mędrkom, a w istocie badające tylko reakcje opinii publicznej na to czy owo rozwiązanie. W prasie roi się od rzekomych rewelacji, opartych na tajemnych źródłach, tak jak dyskretnie ostatnio poległe newsy o tym, że pierwsze posiedzenie Sejmu zacznie się 27 października, a prezydent desygnuje premiera już w przyszłym tygodniu. Notabene debil, który to ostatnie "puścił w obieg" nie ma zapewne pojęcia, jak niedorzeczny konstytucyjnie to był pomysł.

Źródła podające wiadomości prawdziwe w zasadzie nie istnieją. Najbliżsi albo opierają się na mowie ciała premiera, albo na relacjach z drugiej ręki, albo na dedukcjach i spekulacjach. Wiarygodny nie jest nawet sam Nosiciel Wiedzy Tajemnej, premier, który, przypominam, jeszcze wczoraj rano zamierzał proponować kontynuowanie pracy gabinetu w obecnym składzie do końca roku. Ale tylko do popołudnia, kiedy po rozmowie z Prezydentem mu się odwidziało.

Swoją drogą jak dobrze przygotowany jest do prowadzenia z konstytucyjnymi terminami gier na zwłokę szef rządu, który rozwiązanie widoczne na pierwszy rzut oka (do Konstytucji) dostrzega dopiero, kiedy przedstawia mu je Prezydent?

Część polityków traci w takiej sytuacji zimną krew i ujawnia najpaskudniejsze strony swojego charakteru. Temperatura rośnie, nagłówki krzyczą, spikerzy podnoszą mimowolnie głos. Kardynalnego dla kraju znaczenia nabiera to, czy Grzegorz Schetyna będzie w rządzie, czy może poza nim, i co premier o nim powiedział. Zupełnie jakby nie istniał deficyt, światowy kryzys czy rosnące bezrobocie.

A bezsprzeczny zwycięzca wyborów trzyma całe swoje polityczne otoczenie w szachu. Może powierzyć tekę, ale nie musi. Może obiecać, ale czy obietnice spełni? Czy rozmawiał już z moim konkurentem? Dlaczego się nie uśmiecha? Czemu nie dzwonią już drugi dzień?

Do 20-22 listopada, kiedy premier będzie już musiał powiedzieć, kto wejdzie do jego nowego gabinetu i jaką obejmie funkcję - każda wiadomość na ten temat będzie miała wartość dokładnie żadną. Łącznie z tymi, które podaje sam premier. Ten sam, który, przypominam, nie dalej jak tydzień temu zapowiadał dzielenie i łączenie ministerstw, powierzenie Bartoszowi Arłukowiczowi (który ma "ponoć" być ministrem zdrowia) pieczy nad programem senioralnym, "Ministerstwo Gazu Łupkowego" (energetyka i środowisko), rychłe przedstawienie konkretów…

Być może premier potrzebuje jedynie czasu na dopracowanie projektu, który stworzył tylko w zarysie, dogadanie go z koalicjantem, którego przedstawieniem tego zarysu wyraźnie zaskoczył. Oby.

To jednak nie zmienia faktu, że kierujące się własną dynamiką oczekiwania, jakie rozbudził w ostatnich dniach przed wyborami będą nadawały najbliższym tygodniom nieznośnie tempo. Bo czegóż innego się spodziewać na pustkowiu, gdzie nie ma jakichkolwiek wydarzeń, mimo historycznego zwycięstwa i teoretycznie najprostszego na świecie przeformowania rządu. Z tym samym premierem, wsparciem tej samej koalicji, z tymi samymi tez w dużym stopniu ministrami.

Najbliższe tygodnie będą więc męczące jazgotem, irytujące brakiem konkretów i absolutnie jałowe z punktu widzenia działania władz, pochłoniętych tym właśnie męczącym jazgotem.

Zapoznając się z wiadomościami na bieżąco nie mówcie, że nie ostrzegałem.