Odpowiedzialne między innymi za publikowanie aktów prawnych Rządowe Centrum Legislacji przez długie lata pełniło swoją rolę bez najmniejszych podejrzeń o prowadzenie działań politycznych. Dziś ogłaszanie ustaw, rozporządzeń i wyroków jest tylko kolejnym z narzędzi, używanych do osiągania celów rządu.

Zadaniem podlegającego premierowi RCL jest koordynacja prawodawczych działań administracji rządowej i obsługa prawna rządu. Z kolei zadaniem wchodzącej w jego skład redakcji Dziennika Ustaw i Monitora Polskiego jest po prostu ogłaszanie ustaw, rozporządzeń, wyroków i wszelkich innych aktów prawnych, wymagających publikacji. Przez wiele lat ani jeden ani drugi z opisywanych części systemu nie budził wątpliwości co do obiektywizmu i sprawności działania. Od niedawna niestety już tak nie jest. Za całość odpowiedzialność ponoszą zaś kolejni szefowie rządów.

Premier decyduje i basta

Pierwszym przykładem wykorzystania Dziennika Ustaw w sposób co najmniej budzący wątpliwości było nieopublikowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca, 11 sierpnia i 7 listopada 2016. Szefowa RCL Jolanta Rusiniak wyjaśniła to przed prokuratorem mówiąc: Osobiście rozmawiałam z Prezesem Rady Ministrów Panią Beatą Szydło i podczas tej rozmowy Pani Premier poleciła mi, abym nie kierowała sprawy do zredagowania i ogłoszenia w Dzienniku Ustaw. Mimo że kilku innych świadków jako osobę podejmującą decyzję o blokowaniu drukowania wyroków także wskazało Beatę Szydło, prokuratorzy śledztwo umorzyli nawet jej nie przesłuchując.

Obwieszczenie o naborze do SN

Kolejny przykład niezrozumiałego blokowania publikacji przez RCL to obwieszczenie prezydenta o wolnych stanowiskach sędziów w Sądzie Najwyższym. Podpisane przez Andrzeja Dudę 24 maja, składający się z ledwo kilku zdań dokument ukazał się w "Monitorze Polskim" dopiero 29 czerwca, ponad pięć tygodni później - bez słowa wyjaśnienia o powodach zwłoki.

Nieoficjalne wiadomości mówiły o zastrzeżeniach rządu do braku kontrasygnaty premiera pod obwieszczeniem. Czemu jednak premier go nie podpisał, skoro RCL uznało, że powinien, i dlaczego w końcu je opublikowano bez kontrasygnaty - do dziś nikt nie wie. Wątpliwości wciąż zatem istnieją i stanowią wciąż aktualną, poważną wadę całej procedury naboru do SN.

Co szybciej, a co wolniej

Redakcja Dzienników Urzędowych zamiast po prostu je publikować do dziś prowadzi niezrozumiałe działania, które pozwalają wątpić w ich stricte administracyjny i bezstronny charakter. Tak jest choćby z ustawą o Sądzie Najwyższym, którą prezydent podpisał 17 grudnia, a która do tej pory nie tylko nie została opublikowana, ale nawet nie trafiła do "kolejki" aktów czekających na ogłoszenie, publikowanej na internetowej stronie RCL.

Kilka dni po złożeniu podpisu przez Andrzeja Dudę prezydencki minister Andrzej Dera oświadczył, że dokument został skierowany do publikacji przez rząd - i nadal nie wydarzyło się nic. Równolegle zaś "Dziennik Ustaw" w zwykłym trybie publikuje ustawy, przyjęte i podpisane w tym samym czasie a nawet później.

Koordynacja, ale nie wszystkiego

Poza zastrzeżeniami do osobliwie wybiórczych procedur ogłaszania aktów prawnych prace RCL zastanawiają też pomijaniem działań ad hoc, właściwie bez sygnalizowania przez rząd swoich zamiarów. Tak było w wypadku szeregu najbardziej pośpiesznie przygotowywanych i uchwalanych projektów ustaw.

Chodzi nie tylko o dokumenty, które trafiają do Sejmu jako projekty poselskie, mimo że ewidentnie przygotowywane były przez struktury rządu, jak cały blok ustaw związanych z sądownictwem. Takie "obejście" pozwala na pominięcie w przygotowaniach projektu konsultacji społecznych, uzgodnień między resortami i w zasadzie zamienia proces legislacyjny w ekspres, pędzący na oślep przez parlament.

Są także ustawy, o których przygotowywaniu przez rząd nie ma w dokumentacji RCL żadnego śladu, mimo że wniesione zostały do Sejmu przez rząd - jak uchwalona w piątek ustawa dotycząca podwyżek cen prądu.

RCL - Robimy Co Lubimy

Rządowe Centrum Legislacji z instytucji pozwalającej na obserwowanie i ocenę działań rządu zamieniło się w organ, działający na polityczne zamówienie. Nie upoważnia do tego fakt, że podlega premierowi, to raczej premiera obciąża odpowiedzialnością za skutki takiej zmiany.

A efekt to z jednej strony ustawy, których wejście w życie jest blokowane z niezrozumiałych powodów, z drugiej - takie, których przyjęcie trwa kilka godzin i nie daje szansy na odpowiednio wnikliwe zastanowienie się nad ich konsekwencjami.

(j.)