Do Sejmu trafił właśnie prezydencki projekt wprowadzenia zakazu zakrywania twarzy podczas demonstracji. Wcześniej podobny pomysł przedstawił SLD. Prawdopodobnie żadna z tych propozycji nie wytrzymałaby próby sprawdzenia ich zgodności z Konstytucją. Nie wytrzymują nawet testu z logiki.

Obie propozycje wprowadzenia zakazu zawierają co najmniej dyskusyjne i niejasne sformułowanie, dotyczące osób, których identyfikacja/rozpoznanie nie jest możliwe - "z powodu ubioru, zakrycia twarzy, lub zmiany jej wyglądu". To sformułowanie nie spełnia po prostu elementarnego wymogu jasnego i precyzyjnego, zrozumiałego dla obywatela opisu tego, co zabronione. 

Co wolno, a czego nie

Nie wiemy, czy na przykład strojenie w czasie demonstracji min, albo stosowanie przesadnego makijażu - co z pewnością zmienia wygląd twarzy - spełnia już warunek uniemożliwienia rozpoznania, czy nie. Tylko instynktownie (a to za mało przy tworzeniu, a potem stosowaniu prawa) wiemy, że mówiąc o niemożności rozpoznania, prawodawca ma na myśli czapki kominiarki. Nie wiemy jednak, czy zabroniony w czasie demonstracji ubiór dotyczy też nakryć głowy z szerokim rondem lub daszkiem, dużych okularów przeciwsłonecznych, szalika na twarzy, naciągniętego głęboko kaptura albo postawionego kołnierza płaszcza czy zarostu albo peruki.

Kto miałby rozpoznawać?

Nie wiemy też najważniejszych w tym opisie rzeczy - dla kogo tak ubrana osoba miałaby być niemożliwa do rozpoznania/identyfikacji? I kto będzie określał, kiedy mina/strój/wygląd już uniemożliwia, czy jeszcze umożliwia identyfikację?

Dla znajomych okulary, kaptur, czy postawiony kołnierz nie są przeszkodą przy rozpoznawaniu. A dla nieznajomych rozpoznanie (takiego słowa używa w swoim SLD) czy identyfikacja (jak proponuje Prezydent) - i tak są przecież niemożliwe! Nie mogę rozpoznać kogoś, kogo w życiu nie widziałem. Rozpoznać/zidentyfikować można wyłącznie kogoś, kogo się już widziało, a to samo dotyczy też np. ubioru. Jeśli widziałem kogoś w sombrero, to prawdopodobnie rozpoznam go też, kiedy zobaczę go znowu...

Jeśli autorzy projektów zakazu mieli zaś na myśli ustalanie tożsamości osób, które są zamaskowane (tego się przecież wszyscy domyślamy) - powstaje pytanie, dlaczego nie użyli tego właśnie terminu?

Tożsamość stwierdza policja!

Odpowiedź jest banalnie prosta: ustalenie tożsamości jest prawem, a jeśli chodzi o osoby łamiące prawo wręcz obowiązkiem policji. Od dawna. Policja może legitymować w celu ustalenia tożsamości, zatrzymywać, a nawet dokonywać rewizji osobistej, jeżeli ma do czynienia z osobami łamiącymi prawo. Wręcz powinna, bo do tego jest.

Skoro więc policja już dziś może i powinna identyfikować zadymiarzy, to czy problemem jest dziś rzeczywiście to, że zadymiarze noszą kominiarki, czy może to, że policja ich nie łapie i nie legitymuje?

Kiedy 10 listopada 2004 roku Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z Konstytucją zaskarżone przez Prezydenta (!) przepisy, zakazujące udziału w demonstracjach osobom "których wygląd zewnętrzny uniemożliwia ich identyfikację", w uzasadnieniu napisał też:

"Na podstawie przepisów ustawy o Policji MOŻLIWE JEST WIĘC IDENTYFIKOWANIE OSÓB, UCZESTNICZĄCYCH W ZGROMADZENIU JUŻ WÓWCZAS, GDY WYSTĘPUJĄ POJEDYNCZE INCYDENTY LUB INNE FAKTY, MOGĄCE STANOWIĆ ZAGROŻENIE DLA POKOJOWEGO CHARAKTERU ZGROMADZENIA."

Wady ukryte w projektach

Są jeszcze co najmniej dwa istotne problemy, ukryte w propozycjach zakazu. Oba projekty zawierają wyjątki od stosowania go: SLD proponuje, by zakaz nie obowiązywał, jeżeli... organizator zgłosi w terminie, że nie chce, żeby obowiązywał!

Wtedy zgoda na demonstrację (a tej nie można de facto odmówić) staje się akceptacją władzy dla kominiarek. Być może ich nosiciele, mając zgodę na występowanie w maskach mieliby wręcz podstawę do domagania się od władz ochrony przed ujawnieniem wizerunku!

Projekt prezydencki zaś w gruncie rzeczy powierza zgodę na realizowanie zapisanego w Konstytucji prawa do demonstrowania - rejestrującemu zgromadzenia referatowi w gminie. O rejestrację zgromadzenia w maskach można byłoby wystąpić, ale to samorząd oceniałby uznaniowo, czy istnieje "związek między celem zgromadzenia, a niemożnością identyfikacji jego uczestników". Na podstawie tego widzimisię obywatel miałby prawo założyć coś na twarz albo nie.

Widzimisię i mętne "może"

Co więcej, urzędnik wydający bądź odmawiający zgody na coś, co każdemu obywatelowi gwarantuje Konstytucja, korzystałby z kuriozalnego przepisu, pozwalającego mu oceniać, czy "niemożność identyfikacji może spowodować zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego".

Zastanówmy się nad znaczeniem tego cokolwiek idiotycznego zdania. Jakie zagrożenie może spowodować to, że kogoś nie można zidentyfikować? Zgoda, zagrożenie może spowodować ten ktoś, ale przecież nie samo to, że go nie znamy! Stąd już tylko krok do zakazu poruszania się kogokolwiek i gdziekolwiek, bo zagrożenie MOŻE stanowić każdy, kogo nie możemy rozpoznać/zidentyfikować!

Prowokacja

Jest jeszcze jeden zarzut, jaki można postawić prezydenckiemu projektowi zakazu demonstrowania z zamaskowaną twarzą. Właściwie każde zgromadzenie, na którym pojawi się kilka zamaskowanych osób, będzie można uznać za nielegalne. Narodowcy w kominiarkach mogą w kilka osób doprowadzić do przymusowego rozwiązania manifestacji gejów, Antifa siłami kilku zamaskowanych bojówkarzy zdelegalizować wielotysięczny Marsz Niepodległości itd.

Chyba nie o to chodziło

Czy więc na pewno zamiast sprawnej policji, wykorzystującej te przepisy które już są - potrzebujemy kolejnych zakazów? Zwłaszcza ze strony polityków, którzy nie umieją ich nawet logicznie zredagować?