Uznawany dość zgodnie za potencjalnego mordercę pedofil wyjdzie jutro z więzienia po odsiedzeniu 25 lat kary za cztery zabójstwa. Za każde z nich skazano go w pamiętnym 1989 roku na karę śmierci. Od jutra wszyscy będziemy czuć ducha ostatnich 25 lat. Nie będzie to jednak Duch Wolności, ale jego niechciany brat - Duch Jakośtobędzizmu.

Formalnie ta historia zaczyna się we wrześniu 1989 roku. Dwa tygodnie po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego za sadystyczne zabójstwa czterech chłopców na czterokrotną (!) karę śmierci skazany został "Szatan z Piotrkowa". Kraj żył jednak Duchem Wolności, świeżo odzyskanej, godnej, sprawiedliwej. Odkreślonej grubą kreską. W więzieniach żyło się oczekiwaniem na amnestię, a rządzący mieli tego świadomość.

Jedna o niej wzmianka w oglądanym w więziennych świetlicach "Teleekspressie" potrafiła wywołać bunty w zakładach karnych. I wywoływała. Byli zabici i ranni, płonęły więzienia w Goleniowie i Czarnem. Duch Wolności domagał się jej także dla recydywistów spod grubej kreski.

Amnestię uchwalono, kary za najcięższe przestępstwa zamieniając na 25 lat więzienia, bo wyższej kary, dożywocia, w prawie nie było. To wtedy narodził się Duch Jakośtobędzizmu. Cichutki, nie zawracający sobie głowy tym, co będzie, kiedy z cichutkiego niemowlęctwa wejdzie w wiek dojrzały. Zbrodniarze wciąż siedzieli w więzieniach, humanitarne państwo stopniowo krzepło organizując administrację, przeprowadzając reformy gospodarcze. Duch Wolności tryumfował.

W 1997 państwo sprawiło sobie Konstytucję, a parę tygodni później - nowy kodeks karny. Zwrócone ku przyszłości uwzględniło w nim potrzebę dożywotniego izolowania osób, skazanych za najcięższe przestępstwa. Duch Wolności wiedział już, że nie ma mocy uzdrawiania zwyrodnialców. Kilkuletni, ale już rezolutny Duch Jakośtobędzizmu siedział sobie cichutko, nie zwracając uwagi na swoich rozsianych po zakładach karnych w całym kraju podopiecznych. Nowy kodeks był dobrą okazją do uregulowania kwestii skazanych już na śmierć zbrodniarzy, których karę skrócono do 25 lat, Duch Jakośtobędzizmu wziął jednak górę nad niehumanitarnym posądzaniem ich o chęć powrotu na drogę zbrodni. Wydłużenie ich kar nie wchodziło w grę, inne pomysły Duch Jakośtobędzizmu umiejętnie zignorował.

Ducha Wolności tymczasem pochłaniały kolejne wybory, wstępowanie do organizacji międzynarodowych, porządkowanie kraju, reformy administracyjne i gospodarcze, Duch Jakośtobędzizmu dojrzewał.

Jako byt już pełnoletni zwracał na siebie od czasu do czasu uwagę jakiejś gazety, natychmiast jednak jej obawy koił Duch Wolności. Zapowiedziami, że przecież do krytycznego wieku pełnej dojrzałości w wieku 25 lat Jakośtobędzizmowi sporo jeszcze zostało.

Czas mijał.

Dwudziestotrzyletniego Ducha Jakośtobędzizmu w końcu dostrzeżono. Z czasem coraz mniej naiwny Duch Wolności uznał jego podopiecznych za realne, rzeczywiste zagrożenie. Przygotował ustawę. Zmagający się z nim Duch Jakośtobędzizmu zablokował jednak prace nad nią. Najpierw na kilka miesięcy, a po uchwaleniu i podpisaniu przez prezydenta - na kilka tygodni. Tyle wystarczyło do zwycięstwa Ducha Jakośtobędzizmu - twórcom ustawy nie starczyło jednak czasu na przeprowadzenie wymaganych nią procedur, odwołań itp.

I Mariusz Trynkiewicz wyjdzie jutro na wolność.

Nie sposób dziś ocenić, który z walczących od czasów PRL Duchów: Wolności czy Jakośtobędzizmu ostatecznie zatryumfuje.

Kiedy się jednak przyjrzeć ich 25-letnim zmaganiom, można podejrzewać, że są ze sobą złączone nierozerwalnie, niezależnie od postępu, cywilizacji, kultury i ustroju.

To nie jest miłe spostrzeżenie.