Projekt ósmej już bodaj nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, przedstawiony właśnie przez PiS zmierza w gruncie rzeczy do zagwarantowania, że stanowisk funkcyjnych w SN nie obejmie nikt spoza grona jego najmłodszych sędziów. Z uzasadnienia projektu wynika, że chodzi w nim głównie o dostosowanie ustawy o Sądzie Najwyższym do ostatniego wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Lektura przepisów każe w to wątpić.

Projekt ósmej już bodaj nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym, przedstawiony właśnie przez PiS zmierza w gruncie rzeczy do zagwarantowania, że stanowisk funkcyjnych w SN nie obejmie nikt spoza grona jego najmłodszych sędziów. Z uzasadnienia projektu wynika, że chodzi w nim głównie o dostosowanie ustawy o Sądzie Najwyższym do ostatniego wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Lektura przepisów każe w to wątpić.
Gmach Sądu Najwyższego /Marcin Obara /PAP

Dwa stopnie już są...

Tak naprawdę poza nie tak znów istotnym dostosowaniem do sytuacji, stworzonej przez wyrok TK z 25 marca, projekt wprowadza przede wszystkim istotne zmiany do sposobu obsadzania funkcji I Prezesa i prezesów kierujących izbami. 

Według obecnych przepisów kandydatów na te stanowiska wskazują zgromadzenia sędziów, przy wymaganej obecności 2/3, a jeśli to się nie uda - 3/5 liczby uprawnionych sędziów.

...dołóżmy kolejne dwa

Nowe przypisy dobudowują do tej już dwustopniowej procedury dwa kolejne stopnie. Jeśli do wskazania kandydatów na I Prezesa bądź prezesów izb SN nie dojdzie w oparciu o istniejącą procedurę - nowelizacja wprowadza możliwość ich wyboru już "bez względu na liczbę obecnych sędziów". Nieprecyzyjny już na pierwszy rzut oka przepis umożliwiający właściwie pominięcie opinii zdecydowanej większości sędziów SN to jednak także nie wszystko.

Proponowana przez PiS zmiana umożliwia bowiem skorzystanie z jeszcze jednego, czwartego i ostatecznego kroku procedury. Jeśli prezydent nie otrzyma na czas uchwały zgromadzenia sędziów SN wskazującej kandydatów w pierwszym, drugim lub trzecim kroku - będzie mógł powołać I Prezesa albo prezesa izby SN zupełnie bez opinii sędziów, ot tak.

Takie rozwiązanie jest jednak jawnie sprzeczne z jasnym przepisem art. 183 p. 3 Konstytucji, który wprost stwierdza, że "I Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję SPOŚRÓD KANDYDATÓW PRZEDSTAWIONYCH PRZEZ ZGROMADZENIE OGÓLNE SĘDZIÓW SĄDU NAJWYŻSZEGO". Konstytucyjna norma nie zawiera w tej sprawie żadnych wyjątków, ani możliwości zmieniania jej zwykłą ustawą.


Dlaczego?

Tak skomponowane przepisy ustawy o SN stanowią wyraźny zabieg, mający za wszelką cenę zagwarantować Prezydentowi nie tylko możliwość powołania tego, kogo wskażą sędziowie, których sam powołał. Ci wciąż stanowią w SN mniejszość i w niektórych izbach tworzący kworum "starzy" sędziowie mogliby zablokować wskazanie kandydatów, jakich chciałby wybrać prezydent. 

Dzięki ostatniemu krokowi procedury prezydent mógłby jednak powołać na I Prezesa SN i prezesów jego izb nawet osoby, których nie wskaże NIKT poza nim samym.