Jeśli chodzi o stosunki z Ukrainą, wchodzimy w okres dekoniunktury - tak podsumował wczoraj sytuację szef polskiego MSZ. Za tym sformułowaniem daje się jednak wyczuć także lekceważenie i brak wyczucia, czyli dezynwolturę.

Zbigniew Rau, który nie wziął udziału w poświęconym wsparciu Ukrainy spotkaniu szefów dyplomacji krajów Unii Europejskiej w Kijowie, nie tylko myli się ws. faktów. Dekoniunktura, czyli kryzys, zastój, jeśli nie wręcz cofanie się w rozwoju stosunków polsko-ukraińskich to nie jest zjawisko, w które - jak mówi Rau - wchodzimy, ale takie w którym tkwimy od co najmniej kilku burzliwych tygodni.

Niestosowność słów ministra skierowanych pod adresem kraju walczącego z agresorem i takiego który się oficjalnie wspiera z pewnością nie pomaga też żadnej ze stron.

Nie chodzi nawet o wyraźną sugestię szefa polskiego MSZ, że to Ukraina powinna teraz zabiegać o poprawę lodowatych stosunków. Przyznać przy tym wypada, że jak na ministra, który przez aferę wizową w swoim resorcie postawił cały region w stan pogotowia, a jutro będzie miał w resorcie kontrolerów NIK, Zbigniew Rau działa tu nadzwyczaj śmiało.

Rzecz raczej w tym, że to Polska wprowadziła jednostronnie embargo na zboże, nie radząc sobie z jego tranzytem. Domaga się zaś przeprosin za wywołane tym słowa rozgoryczenia Ukraińców, którzy chcą tylko sprzedawać swoje produkty rolne, niekoniecznie akurat w Polsce.

Jawnie jednak omijając wczorajsze spotkanie unijnych szefów MSZ-ów w Kijowie, a wcześniej ignorując sobotnie rozmowy nt. przemysłu zbrojeniowego nasz kraj sam stawia się poza nawiasem współpracy z Ukrainą.

Po faktycznym zablokowaniu sobie dostępu do należnych środków z KPO z Unii pozbawiamy się więc także szans na robienie interesów z naturalnym i jedynym wchodzącym jeszcze w grę partnerem na wschodzie.

To nie wygląda na politykę dobrze przemyślaną.