Gabinet Donalda Tuska szuka na siłę jakiegoś zajęcia, które uzasadniałoby jego istnienie i zbieranie się. Będzie urzędował jeszcze przynajmniej przez miesiąc. Dziś jednak zebrał się na tradycyjnym, wtorkowym posiedzeniu i omówił… jeden dokument. A jego uchwalenie - odroczył. To szukanie zajęcia to efekt blokady wszelkich działań ustawodawczych, uzgodnionej przez premiera z prezydentem.

Porządek obrad rządu miewa zwykle kilka, kilkanaście punktów - projekty ustaw, rozporządzeń i innych aktów wykonawczych, plany strategiczne - bywa, że komunikat odnotowujący same decyzje z ich pobieżnym omówieniem ma kilka stron.

Porządek dzisiejszych obrad rządu Donalda Tuska miał jednak tylko jeden punkt: "Projekt uchwały w sprawie przyjęcia Koncepcji…". Chodzi o dalekosiężną, bo do 2030 roku, Koncepcję Przestrzennego Zagospodarowania Kraju. To długookresowy, strategiczny wewnętrzny dokument rządowy, wyznaczający istotne dla planistycznych dokumentów województw i gmin.

Nazwa jednak fatalna. "Projekt uchwały w sprawie koncepcji" niewiele się różni od równie absurdalnego "zarysu projektu wstępnego planu", czy "wstępnej inicjatywy w sprawie planu koncepcji", nie mówiąc o "szkicu projektu idei w zarysie". Na pewno jest to dokument ważny, choć nie dziś.

Dziś rząd po prostu szukał pretekstu, żeby się zbierać i markować działanie, którego zwyczajnie nie ma, bo być nie może. Projektów ustaw nie rozpatrzy już obecny Sejm. Po pierwsze - już się nie zbierze, a po drugie - cokolwiek rząd do niego wyśle - obejmie zasada dyskontynuacji, polegająca na nieprzenoszeniu rozpoczętych prac nad projektami ustaw do izby kolejnej kadencji. Nowy Sejm zaś też nie może ruszyć, bo premier z prezydentem ustalili maksymalne odwlekanie konstytucyjnych terminów, przeznaczonych na konstytuowanie się Sejmu i powoływanie nowego rządu.

Umowa prezydenta z premierem sparaliżowała na blisko dwa miesiące wszelkie działania ustawowe, bo nawet mając już Sejm, nie będziemy mieli rządu, upoważnionego do działania przez uzyskanie wotum zaufania od Sejmu. To zaś nastąpi dopiero na początku grudnia - dwa miesiące po wyborach.

Kuriozalne zbieranie dziś rządu dla omówienia jednego "projektu uchwały w sprawie koncepcji" to właśnie efekt tego przestoju. Jeszcze większym kuriozum jest przełożenie jednej jedynej zaplanowanej na dziś decyzji na później.

Być może ono jednak tłumaczy, czym rząd zajmie się na kolejnym posiedzeniu, za tydzień, kiedy też trzeba będzie jakoś uzasadnić jego zebranie się. I tydzień później, i dwa tygodnie później, i trzy....

Do powołania nowego rządu jeszcze ponad miesiąc. Czy tak właśnie ma upłynąć? Czy to ów sławny sposób na rządzenie premiera Tuska?