Zrodzona dziś hipoteza, że za działaniami nagrywającego potajemnie polityków gangu kelnerów stoi m.in. biznesmen handlujący rosyjskim węglem, wydaje się bardzo atrakcyjna. Choć nie można jej odmówić prawdopodobieństwa, nie wiemy jeszcze czy, albo do jakiego stopnia, jest prawdziwa. Być może dowiemy się tego niedługo. Może nawet jutro o 15:00.

Śledczy zatrzymali w związku ze sprawą biznesmena, prowadzącego interes polegający na handlu węglem. Jego działalność była pod baczną obserwacją od dłuższego czasu, ze względu na podejrzenia handlowania de facto rosyjskim towarem i szereg przekrętów natury podatkowej. Niedawno doszło w niej w związku z tym do zatrzymań. Biznesmen ów był znajomym, a kiedyś pracodawcą pierwszego z zatrzymanych w sprawie podsłuchów, menedżera sali w restauracji, gdzie prowadzono proceder niezauważanego pozyskiwania informacji i ich dokumentowania w formie plików audio. To plasuje biznesmena w kręgu zainteresowań śledczych.

Czemu akurat biznesmen?

Powodów jest przynajmniej kilka, z których podstawowym jest motyw. Nie wiedzieliśmy dotąd, co spowodowało ujawnienie taśm akurat teraz. Nie przed wyborami, co raczej wyklucza motywy polityczne, nie w międzynarodowym kryzysie krymskim, co pozwala wątpić w działanie wrogich nam służb specjalnych, nie w związku z wewnętrzną rozgrywką wewnątrz naszych służb - bo niby czemu, skoro i tak są permanentnie reformowane, a nigdy dotąd po tak ostateczne materiały nie sięgały. Jest też ewentualny motyw, związany z wielką finansjerą, zainteresowaną być może osłabieniem pozycji szefa NBP i ogólniej - polskiej wiarygodności. Ten jednak niespecjalnie się potwierdził po ujawnieniu nagrania Belka-Sienkiewicz. Pozostaje zwykły, zagrożony biznes. Na przykład węglowy.

Węgiel węglowi nierówny

Ten z Polski wypierany jest stopniowo przez węgiel sprowadzany z Rosji. Tańszy, choć gorszej jakości. Sprzedawanie węgla rosyjskiego jako polski to gigantyczny biznes, przynoszący krociowe zyski. Szkodzący przy tym oczywiście polskiemu górnictwu, które musi szukać rynków innych niż polski.

Rząd zwrócił na ten proceder uwagę, kilka tygodni przed publikacją nagrań. Premier zapowiedział na Śląsku uważne przyjrzenie się systemowi dystrybucji węgla w kraju. Zadanie to powierzył szefowi MSW. Sytuacja zatrzymanego dziś biznesmena stawała się nieprzyjemna.

I oto nagle ujawnione zostało nagranie, na którym kompromituje się właśnie ów szef MSW. Tuż obok, tego samego dnia kompromituje się były, ale jednak - wysoki przedstawiciel wywiadu skarbowego, także zajmującego się tym interesem.

Krajem wstrząsa granicząca okresowo z histerią gorączka. Ze strony władzy pojawia się określenie "zamach stanu", ze strony mediów zarzut łamania wolności słowa. Podnosi się tzw. dym.

Bezradność, czy siła spokoju

Pierwsze poczynania władz są nieporadne. Próba wejścia do redakcji "Wprost" razi nieudacznictwem, premier wyraźnie nie panuje nad sytuacją. Opozycja tryumfuje, choć, kiedy się przyjrzeć uważniej - improwizując w tym samym stopniu co rządzący. Nakład "Wprost" gwałtownie rośnie, także dzięki zamieszaniu. Minister Spraw Wewnętrznych jednak kontrowersyjną decyzją premiera zostaje na stanowisku. Robi swoje, zapewne coraz bardziej celowo. Ruszają też śledztwa w szeregu redakcji.

Pojawiają się kolejne nagrania podsłuchanych polityków, według części obserwatorów sprowadzające już tylko knajackie pogawędki ministrów i prezesów do wymiaru groteski. Spodziewana dymisja szefa MSW nie nastąpiła, trzeba więc nasilić wstrząs.

Śledztwa jednak posuwają się do przodu.

Biznesowe motywy działań "gangu kelnerów" stają się wyraźniejsze. Badane są zagrożone działaniami rządu interesy, jak np. handel rosyjskim węglem. To szef takiej właśnie firmy zostaje zatrzymany. Do prokuratury sam zgłasza się też kelner z restauracji innej niż ta, w której podsłuchano opublikowane rozmowy. Dym powoli opada. Wyłania się obraz.

Nie dym, a miał węglowy

Efekty kilku przynajmniej prowadzonych równolegle dziennikarskich śledztw zbiegają się z wynikami śledztw oficjalnych, które prowadzą do formalnego stawiania zarzutów. Na zagrożony działaniami rządu i groźny dla polskich kopalń handel węglem z Rosji pada dziś najwięcej podejrzeń. Uzasadnione są w nich i termin publikacji nagrań - po zadeklarowaniu przez rząd ukrócenia tego procederu, i ich kolejność - od mającego do tego doprowadzić szefa MSW począwszy. Kluczowy motyw działania mocodawców gangu kelnerów to zablokowanie wymierzonych w nich kroków. Przypomniane zostają też przychylne publikacje i współpraca firmy o którą chodzi z tygodnikiem, publikującym nagrania z podsłuchów. Wszystko się klei.

Przestawienie zwrotnicy

Jeśli ten teoretyczny wywód jest prawdziwy, w najbliższym nawet czasie może nas czekać kompletna zmiana sposobu widzenia afery podsłuchowej. Nie umniejszając kompromitujących treści (a z pewnością formy!), jakie zawierają nagrania, być może jutro przed 15:00, kiedy zaplanowano poinformowanie Sejmu przez premiera o aferze podsłuchowej, Donald Tusk wjedzie do Sejmu na białym koniu. Zsiądzie z niego, wejdzie na mównicę i powie:

Że dzięki sile spokoju uniemożliwił działania, wymierzone w stabilność polityczną kraju.

Że storpedował spisek, wymierzony w interesy ekonomiczne polskiego górnictwa.

Że za spiskiem stały osoby, reprezentujące interesy górnictwa rosyjskiego.

Że przykro mu, z powodu wspierania tego spisku przez nieświadomą zapewne istoty sprawy część uczestników polskiego życia publicznego.

Że przeprasza za język, jakim w zaciszach knajp posługują się ministrowie, ale któż jest tu bez winy.

Że sam oczekuje przeprosin za stado powieszonych w ostatnich dniach na rządzie psów.

Sama prowadząca do tak nieoczekiwanych wniosków hipoteza wydaje się być zajmująca. Łącznie z wyobrażeniem sobie min osób, dziś przekonanych o absolutnej potrzebie wymiany szefa MSW, rządu, parlamentu etc.

Ciekaw jestem, czy tak będzie.

Kiedykolwiek, niekoniecznie już jutro.