Protest posłów na sali Sejmu zawieszony, posiedzenie odroczone do 25 stycznia - finał trwającego od połowy grudnia parlamentarnego kryzysu wygląda na fiasko działań opozycji. Nowoczesna, PO i PSL nie tylko nic nie wskórały, ale też własnoręcznie zdewastowały i tak wątły mit, jakim było powstanie Zjednoczonej Opozycji.

Protest posłów na sali Sejmu zawieszony, posiedzenie odroczone do 25 stycznia - finał trwającego od połowy grudnia parlamentarnego kryzysu wygląda na fiasko działań opozycji. Nowoczesna, PO i PSL nie tylko nic nie wskórały, ale też własnoręcznie zdewastowały i tak wątły mit, jakim było powstanie Zjednoczonej Opozycji.
Posłowie PO opuszczają salę plenarną /Bartłomiej Zborowski /PAP

Nawet przy największym wysiłku trudno wskazać istotny skutek prowadzenia przez blisko cztery tygodnie okupacji sali plenarnej Sejmu. Sporny z powodu wątpliwości, w jakich został uchwalony przez posłów w Sali Kolumnowej budżet, został przyjęty. Sporne zamknięte tamże 33. posiedzenie Sejmu ostatecznie zostało uznane za zamknięte. Za względny sukces można uznać powrót do starych zasad działania dziennikarzy w Sejmie - o ile da się wykazać, że na wycofanie się z proponowanych w grudniu zmian protest posłów miał jakiś wpływ. Ktoś wyrozumiały dla protestujących może starać się jedno z drugim łączyć, ktoś uznający protest za bezużyteczną groteskę zapewne zaprzeczy - kto zaś ma w tej sprawie rację nigdy się nie dowiemy, bo zagadnienie jest tylko teoretyczne.

Cztery tygodnie okupacji nie tylko jednak nie dało efektów formalnych, jakimi byłoby powtórzenie dziwacznych głosowań z Sali Kolumnowej, ale wręcz pokazało, że mitem jest Zjednoczona Opozycja. Protest pokazał nader dobitnie, że jej liderzy to w parlamencie grupa postaci chwiejnych, na dodatek wystawiających się nawzajem do wiatru i zmieniających czasem zdanie z dnia na dzień. Liderów o tyle wątpliwych, że nie tylko bez realnego wpływu na wydarzenia, ale nawet przemyślanego planu działania.

Po kryzysie zostaje po nich na stole wniosek o odwołanie marszałka Kuchcińskiego - do przegrania tak samo jak poprzedni, z września, i seria wniosków skarżących od strony proceduralnej budżetowe decyzje Sejmu, których złożenie i tak nie miało bezpośredniego związku z prowadzeniem okupacji Sejmu.

Jeśli opozycja cokolwiek uzyskała, to złożoną przez Marszałka Sejmu mglistą zapowiedź "głębszej analizy sytuacji i tego, co miało miejsce w ostatnich kilku tygodniach". Ta analiza jednak po wnikliwszym przyjrzeniu się może się okazać tym, o czym mówił chwilę później prezes Kaczyński - przygotowaniem zmian regulaminowych, które poważnie utrudnią okupowanie sejmowej mównicy. Jeśli dołożyć do tego surowsze kary regulaminowe dla posłów i próby wyciągania konsekwencji karnych wobec uczestników akcji - trudno to będzie uznać za coś korzystnego dla posłów opozycji.

Bez wątpienia prowadząca okupację opozycja pozyskała wsparcie ludzi, którzy tygodniami towarzyszyli protestowi przed Sejmem. I to jednak zysk względny, bo kiedy spojrzeć na mizerną skuteczność akcji... chyba ich właśnie zawiodła.

Nie wchodzę w szczegóły tego, kto ma rację w sporze o wydarzenia, zapoczątkowane wykluczeniem posła Szczerby. Omijam wizerunkowe zyski i wpadki obu stron. Oceniam fakty i ich skutki.

Dlatego nie ma się już nad czym rozwodzić.