Pierwszego dnia członkowie komisji będą widzieli, jaka była frekwencja, nie wierzę, że nie będzie przecieku. Po co żyć w świecie fikcji - mówi o prezydenckich planach ujawnienia frekwencji po pierwszym dniu referendum Dariusz Szymczycha sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta.

Tomasz Skory: Czy podawanie frekwencji w nocy z 7 na 8 czerwca to jest rzecz tak ważna, aby głowa państwa musiała się w to angażować i nagabywała w tej sprawie szefów Państwowej Komisji Wyborczej i Trybunału Konstytucyjnego?

Dariusz Szymczycha: Nie nagabuje, a pyta. Mamy trochę zmienione prawo wyborcze, bo od tego referendum w referendum będzie można głosować przez dwa dni. To jest ewidentne novum w sensie politycznym, prawnym i społecznym. Dlatego trzeba wszystkie niejasności i oczekiwania z tym związane - wyjaśnić.

Tomasz Skory: Państwowa Komisja Wyborcza wyjaśniła niejasności już dawno. A pan prezydent pyta w nadziei...

Dariusz Szymczycha: Pan prezydent pyta nie w nadziei, a w odpowiedzialności za frekwencję w referendum, bo przecież to referendum będzie stanowiące, jeśli weźmie w nim udział 50 proc. uprawnionych do głosowania plus jeden obywatel. Dlatego pan prezydent chce wszystkie niejasności przy tej dosyć eksperymentalnej technice dwudniowego głosowania wyjaśnić. Chciałbym jeszcze wspomnieć o jednej sprawie: będzie 1,8 mln płyt CD z czego 200 tys. to płyty, które rozdajemy podczas spotkań z panem prezydentem i wysyłamy tym Polakom, którzy proszą o płytę z Traktatem Akcesyjnym, a 1,6 mln płyt to są te dołączane do gazet w Warszawie i w części gazet regionalnych.

Tomasz Skory: Ale dalej mamy niejasności, jeśli chodzi o podawanie frekwencji w trakcie głosowania. Nie wiadomo, jaki miałoby to wpływ na ostateczny wynik referendum. Więc czy warto angażować się w roztrząsanie czy podawać w sobotę wieczorem frekwencję, czy nie podawać. Czy to nie powoduje zamieszania?

Dariusz Szymczycha: Skoro ludzie się pytają, poważne środowiska opiniotwórcze i polityczne się pytają, czy nie podać frekwencji, to sprawę lepiej dziś wyjaśnić, niż wyjaśniać ją 6, 7 i 8 czerwca.

Tomasz Skory: A pan prezydent chciałby, aby wyniki zostały podane w sobotę czy też nie?

Dariusz Szymczycha: Pan prezydent chciałby, aby nie było fikcji. Bo ja nie wierze, że dzielne polskie dziennikarstwo nie uzyska takich informacji, choćby wyrywkowych, z części komisji wyborczych. Bo przecież od koniec każdego dnia, gdy będzie zamykany lokal wyborczy ta komisja obwodowa będzie musiała sporządzić protokół. To trzeba w tym protokole zapisać, pieczątką przybić: ile kart do głosowania wydano. Więc pierwszego dnia członkowie komisji będą widzieli, jaka była frekwencja, więc ja nie wierzę, że nie będzie jakiegoś przecieku.

Tomasz Skory: To już lepiej zróbmy to oficjalnie?

Dariusz Szymczycha: Tak, po co żyć w świecie fikcji.

Tomasz Skory: Od miesięcy trwa kampania referendalna. Ale kampania telewizyjna nie do końca przekonująca, a billboardów nie widać. Czy da się to zmienić w 30 dni.

Dariusz Szymczycha: W ramach mojej wiedzy w tej rządowej kampanii powinien się pojawić jeszcze billboard. Wydaje mi się, że wystarczą te billboardy opublikowane przez ruch obywatelski, przez Fundację im. Schumana.

Tomasz Skory: Czyli rząd nie musi się wysilać.

Dariusz Szymczycha: Nie, nie. Rząd się wysila, rząd prowadzi kampanię informacyjną. Prezydent prowadzi kampanię na rzecz frekwencji w referendum, czyli chce przekonać swoich współobywateli, że trzeba podjąć tę decyzję: w tę albo w tę stronę. Oczywiście według prezydenta lepsza jest odpowiedź na „tak”, dobra dla Polski. Dlatego od przyszłego poniedziałku będzie docierała do naszych domów broszura, a w niej list od prezydenta zachęcający do referendum, podstawowe informacje o UE, o miejscu Polski w Unii, odpowiedzi na najczęściej zdawane pytania w sprawie naszej integracji z UE, trochę ciekawych cytatów, adresy, pod którymi można znaleźć informacje, oraz kartka, którą można wysłać z pytaniem do Kancelarii Prezydenta z adresem zwrotnym – odpowiemy.

Tomasz Skory: Z jednej strony prezydent jest optymistą i uważa, że do urn pójdzie ponad 50 proc. Polaków, a z kolei prareferendum w Prudniku nie dociągnięto nawet do 30 proc. To skąd prezydent wie, że pójdzie 50 procent?

Dariusz Szymczycha: To praktyka jest ostatecznym weryfikatorem. Prezydent ma nadzieję, że w Polakach obudzi się obywatel.

Tomasz Skory: W Prudniku się nie obudził.

Dariusz Szymczycha: Ludzie też mieli świadomość, że to jest prareferendum, że jest to zabawa. W tej zabawie brali udział w dość jednostronny sposób, przyglądali się występom polityków, nie podejmując decyzji. Na Węgrzech też narzekano na niską frekwencję – czterdzieści parę procent. Ale Węgrzy ustalili, że referendum będzie ważne, jeśli do urn pójdzie 25 proc. Dlatego Węgrzy zdawali sobie sprawę, że ja nie muszę pójść, skoro poszedł sąsiad. Nad frekwencją trzeba pracować. Cieszy nas bardzo, że Episkopat Polski podjął taką decyzję – za udziałem wiernych i obywateli w podjęciu tej decyzji. Tu trzeba podjąć tę decyzję. Sprawa jest zbyt ważna, by zostawiać ją w rękach posłów i senatorów.

Tomasz Skory: Co się stało, że prezydent przedstawia się jako gwarant tego, że zmian w rządzie nie będzie?

Dariusz Szymczycha: To było chyba oczywiste, kiedy niecały miesiąc temu premier Leszek Miller przedstawił swój plan polityczny ogłoszony w porozumieniu z prezydentem w sprawie tych działań, które trzeba podjąć przed referendum i po referendum i skróceniu kadencji Sejmu. Prezydent jest gwarantem stabilności.

Tomasz Skory: Po co nam strefa okupacyjna w Iraku?

Dariusz Szymczycha: To nie jest strefa okupacyjna. Na nią trzeba spoglądać inaczej. Strefa administracji, która będzie zarządzała odbudową zniszczonego kraju. To znaczy będą tam siły wojskowe, porządkowe, paramilitarne. Zarządzanie tą strefą będzie dotyczyło odbudowy infrastruktury: dróg, wodociągów. Jeśli będziemy zarządzali w tym systemie, jaki Amerykanie proponują za swoje pieniądze, to oznacza, że polski wysoki przedstawiciel w Iraku będzie miał istotny wpływ na rozdział zamówień.

Tomasz Skory: Dziękuję bardzo.