Bogdan Rymanowski: Jak pan myśli, po co przyjedzie do Warszawy komisarz Verheugen: powiedzieć, że żadnych ustępstw nie będzie, czy może powie „no dobrze, spróbujmy się dogadać”?

Jacek Saryusz Wolski: Sądzę, ze to drugie, bo taka jest istota negocjacji. To będzie pierwsza taka wizyta po tej propozycji finansowej Komisji, która dosyć jednogłośnie została w Polsce odebrana jako niewystarczająca. Sądzę, że najważniejszym tematem tych rozmów w tym momencie są finanse, a nie sprawa dotycząca formuły sprzedaży ziemi.

Bogdan Rymanowski: Ale czy ten, już publiczny spór między PSL a SLD stawia nas w dobrej sytuacji przed rozmowami z komisarzem Verheugenem?

Jacek Saryusz Wolski: Sądzę, że nic złego w całym sporze nie ma tak długo, jak ostateczne stanowisko wypracowane jest jednolite. Natomiast tutaj chodzi bardziej o kwestie zasad, o zasadę równego traktowania i zasadę, że każda ze stron otrzymuje dopiero w momencie członkostwa, dużo bardziej niż o owych 300 czy 400 rolników (unijnych farmerów dzierżawiących ziemię w Polsce – przyp. RMF).

Bogdan Rymanowski: Czyli pana zdaniem, rację w tym sporze ma jednak PSL?

Jacek Saryusz Wolski: Ja uważam, że warto się upierać przy zasadzie „coś za coś”. Jeżeli Unii tak zależy żeby wcześniej ta ograniczona ilość farmerów miała wcześniej pewien przywilej, to trzeba zapytać Unię „co zamian?”. Sam problem jest łatwy do rozwiązania. Można jednostronną deklaracją polskiego rządu wydać promesę przyzwolenia na nabycie ziemi tym dzierżawcom i sprawę zdjąć z porządku obrad.

Bogdan Rymanowski: Czyli minister Cimoszewicz, minister Danuta Huebner zbytnio się spieszą? Oni mówią, że w tym tygodniu powinniśmy przyjąć stanowisko ostateczne, z kolei wicepremier Kalinowski mówi „poczekajmy do ustawy, do 12 marca”.

Jacek Saryusz Wolski: Kwestia kalkulacji czy w tym tygodniu, czy w następnym – generalnie rację ma rząd, mówiąc żeby przejść do przodu.

Bogdan Rymanowski: Za wszelką cenę?

Jacek Saryusz Wolski: Za jak najlepszą cenę. Uważam, że to jest fałszywe przeciwstawienie: albo dobre członkostwo - albo szybko i wtedy gorsze członkostwo. Moim zdaniem trzeba jedno i drugie osiągnąć. Cała sztuka żeby tak negocjować, żeby jedno ustępstwo wymienić na inne ustępstwo, żeby dojść do celu.

Bogdan Rymanowski: Minister Ciomoszewicz wiele razy powtarzał , że jeśli nie pospieszymy się, że jeśli np. rozdziału o swobodnym przepływie kapitału nie zakończymy do końca marca, to wtedy Polska nie znajdzie się w pierwszej grupie krajów, które wejdą do Unii.

Jacek Saryusz Wolski: To nie jest tak. Musimy zdążyć z tymi dziewięcioma rozdziałami, które nam pozostały, jeżeli chcemy „my”, ale taż jeżeli chce Unia dotrzymać terminu, czyli wchodzić w 2004 roku. Trzeba równomiernie i miarowo posuwać się do przodu. Nie oznacza to jednak, że trzeba coś trzeba 2 tygodnie wcześniej czy później. To już jest kwestia techniki nagocjacyjnej.

Bogdan Rymanowski: A pan myśli, że w tej chwili jesteśmy na straconej pozycji? Oddaliśmy już wszystko i „nie mamy czym grać”?

Jacek Saryusz Wolski: W jakiejś mierze tak. Ta rzecz na której najbardziej stronie unijnej zależało – nasza zgoda na ograniczony i maksymalnie odsunięty w czasie dostęp do unijnego rynku pracy, czyli 7 lat - przestała być naszą kartą atutową i nie możemy wymienić jej na inne koncesje z drugiej strony. W obszarze najważniejszym dla nas – fundusze rolne, regionalne i sprawa składki, narzędziem wobec propozycji Komisji, która nie jest jeszcze propozycją Unii, jest perswazja tylko.

Bogdan Rymanowski: Czy mamy jeszcze szanse na większe dopłaty bezpośrednie dla rolników?

Jacek Saryusz Wolski: Ważne jest nie tyle czy 25, 30 czy 35. Ważne jest jako kwestia zasady równego traktowania podmiotów gospodarczych i równego traktowania starych i nowych członków. Moim zdaniem kluczowa jest kwestia pilnowania zasady, że nie ma członków pierwszej i drugiej kategorii, i że obywatele polscy są równo traktowani jak obywatele dzisiejszej Unii, i że nasze podmioty gospodarcze są równie dobrze traktowane jak tamte, również w wymiarze finansowym.

Bogdan Rymanowski: Czyli to co mówi wicepremier Kalinowski, to racja? Popiera pan jego filozofię myślenia w negocjacjach z Unią? Czy to jest tak, jak mówią ludowcy, że nasi negocjatorzy mają kompleks unijny, że jesteśmy gorsi, słabsi i musimy się na wszystko zgodzić?

Jacek Saryusz Wolski: Prawda leży po środku. Jestem zwolennikiem stawiania wysokich wymagań sobie i maksymalnie dobrego przygotowania się do członkostwa nie dlatego, że ktoś tak chce w Brukseli, tylko dlatego, że od tego będzie zależała pozycja Polski. Będziemy wtedy mieli mocne członkostwo. Natomiast równocześnie trzeba stawiać wysokie wymagania drugiej stronie i domagać się maksymalnie pełnego, maksymalnie dobrego i uprzywilejowanego traktowania Polski tak, jak innych, starych członków.

Bogdan Rymanowski: Myśli pan, że Polska wejdzie do Unii w 2004 roku?

Jacek Saryusz Wolski: Myślę, że są duże, duże szanse, natomiast na pewno nie ma gwarancji. Bardzo wiele zależy jeszcze od Unii, od nas. Po stronie unijnej też nie jest wszystko gotowe, tam się nadal niestety wahają co do reformy instytucji. W jakiejś mierze nasze trudności w rozmowach, wynikają z tego, że Unia jeszcze nie do końca jest gotowa na przyjęcie, bo członkowie nie dogadali się co do rozszerzenia.

Foto: Marcin Wójcicki RMF Warszaawa