Europa nie wyciągnęła wniosków po atakach z 11 września 2001 roku – to oczywiście moja opinia. Choć politycy wysłali swoich żołnierzy na wojnę z terroryzmem, wspierając amerykańskie operacje wojskowe zapomnieli, że terroryzm za chwilę może dotyczyć także wszystkich żyjących na Starym Kontynencie.

Wydawało się, że trzeba wzmocnić kontrolę lotnisk, by terroryści znów nie porwali samolotu. W taki sposób pojmowaliśmy terroryzm. Nie ma się co oszukiwać. Mało kto podejrzewał, że terroryści zamiast bomb zaczną wykorzystywać samochody.

Terroryści po 11 września szukali luk w zabezpieczeniach i coraz to nowszych sposobów do przeprowadzenia ataków. Próbowali umieszczać ładunki w pojemnikach po tonerach i wysyłać je w paczkach samolotami, wnosić niebezpieczne substancje na pokłady maszyn. Pół kroku za terrorystami były amerykańskie służby. Nie europejskie. To Ameryka nadawała ton tej walce. To Amerykanie pierwsi zaczęli wprowadzać choćby skanery na lotniskach. A w Europie słyszeliśmy głosy, że to kolejna przesada. 

Zupełnie inaczej działo się w Ameryce. Obywatele USA podchodzili z większą wyrozumiałością dla służb. Po 11 września Amerykanie wyciągnęli wnioski z tego, co się stało i zrobili wiele, by nie doszło do kolejnego wielkiego zamachu. 

Cały świat przy tej okazji krytykował Stany Zjednoczone za podsłuchiwanie obywateli, prowokacje FBI czy inwigilowanie pewnych środowisk. Ale od 2001 roku poza zamachem w Bostonie czy atakiem w San Bernardino nie doszło do poważniejszego zamachu. Ale to nie tak, że w USA nikt nie planuje ataków terrorystycznych. Prób było wiele. Nie ma miesiąca, by Federalne Biuro Śledcze nie zatrzymywało ludzi sympatyzujących z ISIS. Ale służby działają skuteczniej. Lepiej też ze sobą współpracują. I wymieniają się informacjami. 

Opracowano też plany na wypadek zagrożenia. Miasta naszpikowane są kamerami. Systemami identyfikacji tablic rejestracyjnych i twarzy. Są systemy powiadamiania, które uruchamiają się na smarfonach czy ekranach telewizorów. Tak służby mogą natychmiast informować ludzi o sytuacji kryzysowej. Ale przede wszystkim postawiono na kontrolę internetu, wyłapywanie osób podejrzanych o terroryzm, kontrolowanie tych, którzy wchodzą na strony związane z terrorystami i przenikanie do takich środowisk. Parę lat temu krytykę na świecie wywołała informacja o tym, że agenci FBI inwigilowali meczety i nagrywali kazania. O sprawie informował dziennik "The Wall Street Journal". Agenci mieli nagrywać kazania i obserwować poczynania imamów.  

Po 11 września miano przeprowadzić co najmniej kilkanaście takich dochodzeń. Po latach o sprawie wiadomo trochę więcej. Były to czynności sprawdzające. Agenci otrzymywali różne informacje, które były weryfikowane.

Na dobrą sprawę postawmy sobie pytanie, czy to coś złego? Jeżeli ma to zapobiec atakowi terrorystycznemu? Żyjemy w takich czasach. Czy nam się to podoba, czy nie, służby muszą działać.

W taki sam sposób zareagowano, gdy na jaw wyszły informacje, że firmy telekomunikacyjne współpracowały z amerykańskimi służbami, że agenci podsłuchiwali rozmowy Amerykanów. Ale najwyraźniej to była słuszna droga. Nie ma wyjścia - europejskie służby będą musiały pójść tą samą drogą.

Powinny zacząć to robić po 11 września 2001 roku. Teraz jest trochę późno, ale nie za późno. Tylko trzeba zacząć szybko działać. Jestem ciekaw Waszych opinii w tej sprawie. Chętnie z Wami podyskutuję. Możecie zostawić poniżej swoje komentarze w tej sprawie. 

Więcej filmów naszego korespondenta znajdziecie również tutaj.

(j.)