Będą krzyczeć, że media pompują balonik. Eksperci powiedzą, że w Europie nie ma słabych drużyn, a poziom kontynentalnej siatkówki się wyrównał. A ja - za Pawłem Zagumnym - powiem, że stać nas na zwycięstwo.

Kiedy po zdobyciu mistrzostwa świata w 2014 roku siatkarze, będący filarami kadry, zrezygnowali z gry, byłem zawiedziony. Zawsze marzyła mi się płynność zmiany pokoleń w reprezentacji, żeby starsi świecili przykładem nie tylko sportowym, ale jeszcze np. jeśli chodzi o atmosferę w szatni.

Powątpiewałem też, czy szybkie odmłodzenie kadry w wykonaniu Ferdinando de Giorgiego przyniesie równie szybkie rezultaty. I okazało się, że moje obawy miały niewiele podstaw. To, co pokazała młodzież na Memoriale Wagnera (który miałem okazję relacjonować) napawa optymizmem.

Dlaczego? Po pierwsze: mamy młodzież, która potrafi wziąć na siebie ciężar gry. Pokazał to chociażby ostatni mecz z Rosją. Kiedy Polacy przegrywali w setach 0:2 i wydawało się, że jest już pozamiatane, na boisku pojawiła się młodzież. 

Początek partii był niezły. Później oddaliśmy inicjatywę Rosjanom i to oni schodzili na drugą przerwę techniczną z prowadzeniem, ale w decydującym momencie seta wspomniana młodzież pokazała, jak można zebrać się w sobie i uruchomić elementy gry, które nie do końca funkcjonowały. 

Pojawił się szczelny i punktujący blok, a na ataku i środku nie do zatrzymania byli Łukasz Kaczmarek i Kuba Kochanowski. Spora w tym zasługa poprawiających skuteczność przyjmujących i Grześka Łomacza, który nie dość, że rozgrywał bez zarzutu, to jeszcze dorzucił asa serwisowego.

Po drugie: nasi cieszą się siatkówką. Sam miałem kiedyś epizod w siatkarskim klubie, skąd wywodzi się wspomniany Grzegorz Łomacz i śp. Arek Gołaś. I do dziś pamiętam - kiedy trener mówił o bawieniu się siatkówką; o tym, że gra powinna sprawiać przyjemność. 

Tę radość z gry widać na boisku wśród tej młodej reprezentacji, co w połączeniu z umiejętnością wzięcia na siebie ciężaru gry przez zawodników, pokazuje spory potencjał tej drużyny.

Po trzecie: mamy równą drużynę. W 2014 roku, kiedy nie szło, rzucało się przez plecy piłkę do Mariusza Wlazłego, który kończył atak. Dziś, według mnie, nie ma w kadrze aż takiej armaty i odpowiedzialność za sytuacyjne piłki w decydujących momentach muszą brać na siebie wszyscy po równo.

Po czwarte: młodzi mają coś do udowodnienia. Łukasz Kaczmarek, po zwycięskim spotkaniu z Rosją, rozdawał uradowanym fankom dziesiątki autografów. Sam też był uradowany, że zastąpił Dawida Konarskiego - filar kadry przecież - i pokazał, że można zagrać bez kompleksów. 

Owszem, kadra czuje na barkach presję i ciężar sukcesów poprzednich reprezentacji, ale mam wrażenie, że ten ciężar hartuje charakter i wyzwala ambicję. A ambicja, poparta tym o czym pisałem wyżej, może być motorem napędowym sukcesu, na który wszyscy tak bardzo czekamy.