Polska reprezentacja zagra dziś z Serbią w trzeciej fazie siatkarskich mistrzostw świata. Emocje przed tym spotkaniem zamiast rosnąć, jakby troszeczkę opadały. Powód? Wczorajsza wygrana Serbów w meczu z Włochami (3:0) i system rozgrywek, który sprawia, że choć jeszcze nie wyszliśmy na boisko, to nasze szanse na awans do półfinału się zwiększyły.

Polska reprezentacja zagra dziś z Serbią w trzeciej fazie siatkarskich mistrzostw świata. Emocje przed tym spotkaniem zamiast rosnąć, jakby troszeczkę opadały. Powód? Wczorajsza wygrana Serbów w meczu z Włochami (3:0) i system rozgrywek, który sprawia, że choć jeszcze nie wyszliśmy na boisko, to nasze szanse na awans do półfinału się zwiększyły.
Vital Heynen - trener polskich siatkarzy / Maciej Kulczyński /PAP

Po wygranej z Włochami podopieczni Nikoli Grbicia w spotkaniu z Polakami nie muszą wygrać meczu, nie muszą nawet wygrać seta - wystarczy, że zdobędą 54 punkt, a zagwarantują sobie miejsce w półfinale. Tak naprawdę po zdobyciu 54 punktów mogą nawet wpuścić na boisko szóstkę złożoną ze swoich kibiców, a i tak nie będzie miało to większego wpływu na ich dalsze losy w turnieju. Może mieć za to ogromne znaczenie dla nas.

Serbowie pomogli nam już w poprzedniej fazie rozgrywek, kiedy Polacy grali z nimi mecz o pozostanie w turnieju. Biało-czerwoni zagrali świetnie, ale gracze z Bałkanów w żadnym momencie nie przypominali ekipy, która pokonała Argentynę czy Bułgarię. Na Twitterze wśród kibiców i komentatorów przed ostatnim spotkaniem polskiej drużyny dużą popularność zdobyło hasło #chytryplanVitala. Użytkownicy używający tego hasztagu wyśmiewali niemal tragiczną sytuację Polaków przed spotkaniem sugerując, że nasz trener wszystko przewidział, biało-czerwoni specjalnie grali wcześniej słabo, by w rywalizacji z Serbami się wykazać, albo że Heynen poprzestawiał Serbom zegarki, by spóźnili się na mecz. Inni zakładali z kolei, że po udanym starcie Serbowie po prostu podłożą się Polakom, bo wygrana nie miałaby wpływu na ich awans. Jak było naprawdę? Tego się nie dowiemy, ale rezultat jest taki, że jesteśmy w najlepszej szóstce mistrzostw właśnie dzięki temu zwycięstwu.

Kiedy Serbowie wygrali z Italią, wśród kibiców i dziennikarzy wybuchła radość. Pisali: "Chytry plan Heynena znów zadziała, powtórzy się scenariusz z drugiej fazy" - Polacy wygrają z niewysilającymi się zbytnio (albo oszczędzającymi siły na półfinały) Serbami, później w meczu z Włochami zdobędą tylko niezbędne minimum punktów i obie drużyny będą walczyły w półfinale.


Ten hurraoptymizm, w jaki popadliśmy po wygranej Serbów w Turynie i pasja, z jaką rzuciliśmy się w kalkulowanie co zrobić, by najmniejszym kosztem dotrzeć do kolejnej fazy MŚ, bardzo mnie martwi. Dla mnie oznacza on tyle, że nie mamy nic przeciwko turniejowi rozgrywanemu według zasad pozbawionych logiki - w którym na wygrywaniu wielu meczów zależy tylko jednej z dwóch drużyn stających do walki - o ile kalkulowanie sprzyja naszej drużynie. Jeśli jest odwrotnie, to kpimy z organizatorów i FIVB sugerując, że fair play mają w nosie. Oznacza to też, że liczymy na to, że Serbia po zdobyciu 54 punktu nie będzie grała na 100 procent swoich możliwości. Nie byłabym tego taka pewna, patrząc na to, że w składzie Serbowie mają tak walecznych zawodników jak Srecko Lisiniać, Aleksandar Atanasijević czy Uros Kovacević.

Osobiście liczę na to, że chytry plan Vitala Heynena jest zupełnie inny. Że sympatyczny Belg wykorzystał dobrze kilka dni przerwy, zakłada, że jego drużyna wygra spotkania zarówno z zawodnikami Grbicia, jak i gospodarzami turnieju, zakwalifikuje się do półfinału MŚ i w ten sposób przedłuży sobie zaufanie PZPS-u i polskich kibiców do kolejnego sezonu reprezentacyjnego.