18 września 1944 - to data zrzutu amerykańskiego lotnictwa dla Powstania Warszawskiego. Była to jedyna taka akcja wykonana w ciągu dnia, jedyna w wykonaniu maszyn z USA. Dotarłem do albumu zawierającego oryginalne zdjęcia operacyjne, wykonane podczas tego historycznego wydarzenia.

Nie często przygoda z fotografia może być tak fascynującą. Kiedy po raz pierwszy wziąłem do reki ten album, poczułem fizyczny kontakt z historią. Zdjęcia, których dotykałem, wyszły spod powiększalnika należącego do amerykańskiej armii, zrobiono je dzień wcześniej na wysokości 3 km nad walczącą Warszawą. To nie są zwykłe fotografie, bo powstały w niezwykłych okolicznościach. Są one nie tylko ważnym dokumentem związanym z historią Powstania Warszawskiego. Dają także wgląd w dziedzinę fotografii, która zmusza do głębszej refleksji. W tym przypadku, między jednym a drugim naciśnięciem spustu aparatu, lot samolotu dokonującego zrzut dla powstańców mógł zakończyć się tragicznie. Ze śmiercią stykali się nie tylko bohaterscy obrońcy Warszawy. Również piloci niosący im pomoc ryzykowali życiem. Takie emocje nie towarzyszą nam na co dzień, podczas robienia zdjęć.

18 września 1944, po raz pierwszy i ostatni nad Warszawą pojawiły się amerykańskie bombowce. Wyleciały z bazy wojskowej na wschodzie Anglii. Z prawie 1300 pojemników jakie zrzuciło 110 samolotów, w ręce powstańców trafiła tylko połowa. Niektóre źródła mówią jedynie o 30 procentach. Po dokonaniu zrzutu latające fortece B17 sił powietrznych Stanów Zjednoczonych, wylądowały w Połtawie na Ukrainie. Był to jedyny przypadek, gdy Stalin zezwolił aliantom na lądowanie, zatankowanie paliwa i powrót do bazy macierzystej. Po powrocie do Anglii piloci nie mgli mieć pewności, czy zrzut był udany. Było to możliwe dopiero po uważnym przestudiowaniu zdjęć lotniczych. Powiększano je do rozmiaru A2, by topograficzne szczegóły znajdujące się na ziemi były dobrze widoczne. Takiej wielkości jest też album, który w formie pamiątkowej wydano już po zakończeniu wojny. Okoliczności jego powstania nie są na razie znane.

W albumie znalazły się fotografie zrobione przed, w czasie i po historycznym zrzucie na Warszawę. Mamy więc zarówno fotografie z operacyjnych briefingów przed zrzutem, jak i bezcenne oryginalne zdjęcia zrobione już z pokładu samolotu podczas akcji nad Warszawą. Na zdjęciach dokładnie widać oznaczenia amerykańskich maszyn i płonące w dole dogorywające miasto. Album ten trafił do mnie dzięki znajomości z dziennikarzem BBC Richardem Howells'em. Richard znalazł go w domu swego teścia, nieżyjącego już byłego żołnierza armii generała Andersa. Ponieważ zajmuję się od lat fotografią, pozwolił, bym zajął się jego dokumentacją i nawiązał kontakt z instytucjami, które powinny dokonać historycznego opracowania tego eksponatu.

Wspólnie z kuratorem Muzeum Powstania Warszawskiego, Karolem Mazurem, podjęliśmy działania, które mają na celu pozyskanie tego albumu dla zbiorów w Warszawie. Już teraz wiemy, że jest on bezcenny. Odbył się bowiem tylko jeden amerykański zrzut na Warszawę. Był to też jedyny zrzut wykonany za dnia. Zdjęcia te są zatem unikatowe i powinny trafić w odpowiednie ręce.

Praca badawcza dopiero się zaczyna. Nie znamy nazwisk lotników, którzy pojawiają się na fotografiach z briefingów. W albumie umieszczono również zdjęcia z ceremonii dekorowania bohaterów, a na nich również anonimowe twarze, które powinny zostać zidentyfikowane. Mam nadzieję, że - zamieszczając kopie tych fotografii na stronach internetowych - możemy liczyć na pomoc internautów. Korzystając z serwisów społecznościowych i kontaktów z różnymi instytucjami w Stanach Zjednoczonych informacje na temat tego albumu stają się coraz szerzej dostępne. Ten album, choć na razie znajduje się w Londynie, jest naszym naszym wspólnym dobrem, i podejmiemy wszelkie działania, by go udokumentować, a być może sprowadzić do Polski.