Boris Johnson rezygnuje ze stanowiska. Nie tylko ten fakt, ale styl tej rezygnacji przejdzie do historii. Wielka Brytania nie ma obecnie funkcjonującego rządu. W Londynie zapanował chaos.

Końcówka była kuriozalna. Grupa najbliższych współpracowników przygotowała dla Johnsona list rezygnacyjny, nie wiedząc, czy go podpisze. Podpisał. Nawet minister obrony Ben Wallace wezwał swych kolegów i koleżanki, by odsunęli premiera od władzy. Nie podał się do dymisji, bo kieruje ważnym resortem podczas wojny, jaka rozgrywa się na wschodzie Europy.

To był pucz bez puczu, a u jego podstaw legło odwołanie się do zwykłej politycznej moralności, której Johnsonowi zabrakło. Już zrezygnował z funkcji lidera Konserwatystów, ale nadal pozostaje premierem, dopóki partia nie wyłoni następcy. Trudno powiedzieć, jak będzie do tego momentu rządzić, jeśli brakuje mu kilkudziesięciu ministrów. Coraz więcej pojawia się głosów, że Johnson powinien natychmiast zniknąć z politycznej sceny. Jest politykiem skompromitowanym, który z własnych partykularnych powodów doprowadził Wielką Brytanię na krawędź kryzysu konstytucyjnego. Kojarzył się z brexitem. Nie dziwią także głosy, które nawołują do ponownego przyjrzenia się pozycji Wielkiej Brytanii w Europie.  

Przez Atlantyk

Porównania z Donaldem Trumpem nasuwają się same. Zawsze byli do siebie podobni. Choć Johnson nie przegrał wyborów, jego odmowa odejścia wobec takiego buntu w szeregach jego własnego rządu porównywana jest przewrotnie do szturmu na Kapitol.

Johnsonowi wydawało się, że jest prezydentem. To prawda, że przyczynił się do wygranych wyborów z olbrzymią większością w Izbie Gmin, ale Wielka Brytania to nie Stany Zjednoczone. Brytyjczycy zagłosowali za jego partią, a nie na konkretną osobę.

Kiedy megalomania Johnsona stała się faktem, posypały się rezygnacje. Mimo to, przez 48 godzin osaczony kąsał ręce, które pragnęły mu pomóc. Te ostanie dni zapamiętane zostaną jako spektakl niegodny premiera.

Johnson podeptał wszystkie możliwe konwencje i niepisane prawa i takim zapamięta go historia. Pogrążył reputację Wielkiej Brytanii na arenie międzynarodowej. Żaden inny premier - w jego sytuacji - nie trzymał się tak kurczowo stołka. Zaczął rządzić od porównań z Trumpem i kończy w ten tam sposób.

Co dalej?

Na szczęście Boris Johnson nie zwołał przedterminowych wyborów, bo to byłoby katastrofą. Ma szansę, by złagodzić nieco swój wizerunek, bo pozostanie premierem prawdopodobnie przez najbliższe trzy miesiące. Pod warunkiem oczywiście, że zachowywał będzie się sensownie.

Niewykluczone, że partia opuści na jego głowę topór już teraz, bo w końcu się poddał i podniósł do góry ręce. Zwyciężył zdrowy rozsądek.

Praktycznie od chwili obecnej rozpoczyna wyścig o stanowisko przywódcy Konserwatystów. Koledzy i koleżanki Johnsona będą bili się o to stanowisko w partyjnym konkursie. Potem Brytyjczyków czekać będą przedterminowe wybory, bo nie da się rządzić wyłącznie z partyjnej nominacji. Konserwatystów będzie musiał poprzeć ponownie elektorat, a to - z uwagi na to, co zaserwował mu Boris Johnson - wcale nie jest przesądzone. 

Po drugiej stronie

Nigdy nie zasługiwał, żeby zostać premierem, jest odpowiedzialny za kłamstwa i przewały na przemysłową skalę, a wszyscy ludzie, którzy go popierali są szarlatanami i powinni się wstydzić - to reakcja lidera opozycji Keira Starmera, który oczywiście cieszy się z upadku Johnsona, choć uważa, że odchodzi zbyt późno i w koszmarnym stylu. Oczywiście opozycja zaciera ręce i już teraz myśli o nadchodzących wyborach.

O dwóch rzeczach należy wspomnieć. Boris Johnson odchodzi z uwagi na to, kim jest jako człowiek, nie z powodu polityki rządu. Warto też pamiętać, że jest kraj, gdzie Boris uznawany jest za bohatera - to Ukraina - nazywają go tam Borysem Dżonsoniukiem, ma ulice nazwane swoim nazwiskiem, w galeriach i muzeach wiszą jego podobizny. Zełenski nazywa go przyjacielem. Ukraińcy woleliby, żeby pozostał na stanowisku, bo zrobił wiele dla tego kraju. Na tym polega szekspirowska tragedia Borisa Johnsona - marzył o byciu drugim Churchillem, kreował się na niego, miał szansę przejść do historii jako ważny polityk, a kończy w kiepskim stylu.