W zajętych miastach zaczęły się pojawiać rosyjskie ciężarówki z pomocą humanitarną. Czy mam prawo ją tak nazywać? Nie wiem, czy mordercy dzieci mogą mieć w ogóle serce.

Ukraińcy wychodzą naprzeciw tym transportom. Patrzą z niedowierzaniem. Bez przerwy wznoszą jakieś okrzyki. Te ciężarówki są dla nich jak wrogie czołgi, które ostrzeliwują broniące się miasta. Nie rzucają jednak butelkami z benzyną. Unoszą nad głowami zaciśnięte pięści, a nad pięściami, żółto - niebieskie flagi.

Obecne są też rosyjskie ekipy telewizyjne. Przybyły z najeźdźcą, żeby nagrywać głodnych i spragnionych. Najchętniej rejestrowałyby wyłącznie ich wdzięczność. Ale Ukraińcy nie chcą takiej pomocy. Wolą wrócić do zimnych i ciemnych domów bez łaski okupanta. Godność im na to nie pozwala. Duma zakazuje wyciągać ręce. Czasami zdarzają się zdesperowani. Choć palą ich w dłonie, wkładają dary do reklamówek. Jak dają, to biorą - mówią - nawet jeśli spotyka ich za to gniew rodaków. Ale to wyjątki. Nie mnie oceniać ich zachowania, natomiast cynizmu Rosjan nie mogę przeoczyć. Zachęcają Ukraińców. Chcą z nimi rozmawiać. Kuszą zawartością pudeł i otwierają szerzej tyły ciężarówek. A i owszem, ludzie do nich podchodzą. Mówią, co mają do powiedzenia, spluwają na ziemię i wracają do tłumu.

Zbliża się wieczór. Za chwilę Ukraińcy rozejdą się do domów. Zaczyna padać śnieg. Raz jeszcze przejrzą puste lodówki. Doskonale znają to uczucie. Nie wiedzą tylko czy to strach czy głód.