Londyński dom Stinga wystawiono na sprzedaż. Cena wywoławcza posesji to 15 milionów funtów. "Miałem przyjemność rozmawiać ze Stingiem w tym domu" - pisze brytyjski korespondent RMF FM Bogdan Frymorgen na swoim blogu.

To faktycznie imponująca posesja. Ma 9 sypialni, 6 łazienek i piękny ogród. Zabytkowy budynek jest pilnie strzeżony przez urząd londyńskiego konserwatora, a znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie pałacu Buckingham i rezydencji premiera na Downing Street. Od parlamentu dzielą go zaledwie 3 minuty spaceru.

Spotkanie z brytyjskim muzykiem pamiętam doskonale. I wcale nie dlatego, że znalazłem się w niewyobrażanym wręcz splendorze (dom urządzony był bajecznie), lecz z uwagi na samą postać Stinga. Okazał się miłym i bezpośrednim rozmówcą - wbrew stereotypom niedostępnych gwiazd. Sting nie tylko sam otworzył mi drzwi. Zaprosił mnie do pokoju, poczęstował herbatą i przez prawie godzinę rozmawiał ze mną o swoim życiu i muzyce.  

Zaledwie kilka dni wcześniej - wymieniając maile z PR-owcami Stinga, zapewniano mnie, że nie będzie miał czasu dla człowieka z radia. Jak zwykle tryumfowała telewizja. My radiowcy mogliśmy jedynie liczyć na szczęście. Z takim przekonaniem poszedłem na to spotkanie. Już od pierwszej chwili po otworzeniu drzwi, wszystko wskazywało na to, że Sting nie miał pojęcia o moich wcześniejszych rozmowach z jego agentami. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto uważa radio za coś gorszego. Rozmawiał ze mną, nie z mikrofonem.

Już na samym wstępie zaczął opowiadać mi o swoim dzieciństwie w Newcastle, o polskim wujku Staszku - barwnej rodzinnej postaci i nie unikał trudnych pytań. Jednym z nich była moja dociekliwość na temat koncertu, który zagrał dla przyjaciół w swej toskańskiej willi w dniu 11 września 2001 roku. Świat był w szoku po samobójczych atakach na Stany Zjednoczone, a Sting śpiewał dla elitarnego kręgu swe największe hity. Muszę przyznać, że odpowiadając na to pytanie, urósł w moich oczach. To była  demokratyczna decyzja - powiedział - zagłosowaliśmy, a głos moich ludzi z zespołu liczył się tak samo jak mój. Większość postanowiła zagrać, więc zagraliśmy.

Przez cały czas trwania wywiadu Sting był ze maną szczery. Nie śpieszył się, nie zerkał an zegarek. Stworzył też bardzo intymną, sprzyjającą rozmowie atmosferę.

Rozmawialiśmy także o jego zamiłowaniu do Bacha i początkach kariery. Potem zatrzasnęły się za mną drzwi domu, który wystawiony właśnie został na sprzedaż za 15 milionów funtów. Dla mnie - tamto popołudnie spędzone ze Stingiem będzie wspomnieniem bezcennym.