Po Euro musi być rekonstrukcja rządu. W Platformie wrze, padają nazwiska ministrów do odstrzału. Politycy rządzącej partii dowodzą, że premierowi na rękę będzie wymiana kilku zderzaków, aby po mistrzostwach zająć opinię publiczną i uciec do przodu.

Zobacz również:

Gdyby racjonalnie oceniać dokonania szefów poszczególnych resortów, to pierwszy na liście byłyby Bartosz Arłukowicz. "Nie radzi sobie kompletnie" - te słowa padają nie tylko z ust posłów, ale nawet najściślejszego otoczenia premiera. "Szkopuł w tym, że Donald Bartka po prostu lubi, traktuje go ulgowo i wiele jest mu w stanie wybaczyć" - to już dalszy ciąg wypowiedzi na temat ministra zdrowia. Szczególnie było to widać podczas posiedzeń rządu w trakcie zimowego przesilenia. Mimo afery z listą leków refundowanych Arłukowicz miał taryfę ulgową.

Takiej taryfy kompletnie nie miała Joanna Mucha. Premier podpuszczał szefową resortu sportu, a potem otwarcie kpił. Dlatego to właśnie Mucha jest najczęściej wskazywana jako pierwszy zderzak. Nawet jeśli Euro będzie imprezą udaną, to można będzie powiedzieć, że swoje zadanie wykonała i musi odpocząć.

Druga na liście Krystyna Szumilas - nijaka minister edukacji - irytuje najważniejszego polityka w Platformie. Do rządu trafiła, bo brakowało kobiet, a ponieważ była wiceministrem to przypadkowo zrobiono z niej ministra.

Trochę przez przypadek, bo trzeba było oczyścić pole Jackowi Rostowskiemu, a trochę za zasługi szefem resortu administracji został spec od strategii - Michał Boni. Współpracownicy premiera przekonywali mnie, że "samodzielne stanowisko sprawi, iż Michał zmężnieje". Dziś ci sami współpracownicy sceptycznie patrzą na dokonania rządowego stratega. "To nie jest jednak miejsce dla Michała, on jest świetnym teoretykiem, ale spięcie cyfryzacji go przerasta, poza tym życia nie ułatwia mu skonfliktowany z nim minister finansów".

Kto jeszcze?

Piątek. 11 maja. Po głosowaniu nad wydłużeniem wieku emerytalnego i mundurówek niemal cały rząd zmierza do gabinetu marszałek Sejmu, aby przeczekać oblężenie parlamentu przez związkowców. Po korytarzach samotnie krąży Jarosław Gowin. Posłowie z Platformy z ust do ust przekazują informację, że zwolennicy ministra sprawiedliwości chcą stworzyć w parlamencie własny klub. "To nie jest człowiek z bajki Tuska, premier najchętniej pozbyłby się i Gowina. Potrzebny mu tylko pretekst, na przykład w formie fiaska deregulacji" - przekonują analitycy z Wiejskiej. Inni twierdzą, że może i szef rządu chciałby dymisji ministra sprawiedliwości, ale nie może sobie na to pozwolić, bo wtedy z klubu odejdzie nawet 20 przyczajonych i czekających na swój moment tzw. konserwatystów i koalicja straci większość. Pojawiają się teorie, że Gowin i niemożność jego odwołania uchroni Arłukowicza. Na zasadzie równowagi sił. Skrzydło prawe i skrzydło lewe.

W stworzenie osobnego klubu osobiście nie wierzę, ale jedno jest pewne: pod pokrywą kipi. Zdyscyplinowane do tej pory wojsko poczuło krew. Wódz nie jest już tak mocny, a jego ludzie coraz odważniej mówią o błędach "kierownika". Jednym tchem wymieniają: autorski rząd zderzaków, który rozwścieczył posłów, listę leków, zwroty w sprawie ACTA, zamieszanie z paktem fiskalnym, wreszcie podniesienie wieku emerytalnego, które dla wielu jest niezrozumiałym posunięciem. Na razie cała ta lista "odczytywana" jest po cichu, ale i to się może zmienić. Czy "kierownik" zaspokoi głód dołów rekonstrukcją rządu? Na pewno ten krok byłby dla niego politycznie opłacalny, upiekłby kilka pieczeni na jednym rożnie, a scenariusz "letniego przesilenia" mógł wyreżyserować na swoich zasadach.

Nienaruszalni

Nienaruszalną pozycję w tej układance mają niezmiennie: Jacek Rostowski, Radosław Sikorski, Elżbieta Bieńkowska, Marcin Korolec, który ma zadanie nazwane: CO2, Barbara Kudrycka, Tomasz Siemoniak i... Sławomir Nowak. Choć nie udało mu się zawalczyć o przejezdność, to minister transportu odrabia lekcje na bieżąco i jest absolutnym przeciwieństwem nieradzącego sobie Arłukowicza. Poza tym nie on zdecydował o wyborze zadłużonej spółki DSS tylko Cezary Grabarczyk wraz z Janem Krzysztofem Bieleckim.

Pozostali

A teraz ci, których można odwołać albo można nie odwoływać. Po pierwsze: Mikołaj Budzanowski. Główne zadanie w zasadzie już wykonał i mógłby odejść, bo oczyścił spółki Skarbu Państwa z ludzi Platformy, czyli przede wszystkim ludzi Grzegorza Schetyny. Jest jednak wygodny, bo jak mówią w Sejmie, wykonuje wszelkie polecenia z Alei Ujazdowskich.

Po drugie: Jacek Cichocki. Jego ekipa zbiera dobre recenzje w otoczeniu premiera, ale wszystko zależy od tego, co w dziedzinie bezpieczeństwa wydarzy się podczas Euro.

O ministrach z PSL-u nie wspominam, bo ich wymiana nie wchodzi w grę bez zgody ludowców.