Zespoły ratownictwa medycznego w stolicy mają poważny problem z dowożeniem pacjentów do warszawskich szpitali i placówek medycznych. Dyspozytorzy, którzy decydują o tym, gdzie karetka ma odwieźć chorego, wysyłają ratowników do szpitali oddalonych nawet o 100 km od miasta. W efekcie karetki, które powinny dyżurować w Warszawie, na kilka godzin znikają z systemu, jadąc do Siedlec, Wyszkowa czy Makowa Mazowieckiego.
Reporter RMF FM dowiedział się, że ratownicy medyczni z Warszawy muszą transportować pacjentów do szpitali oddalonych nawet o 10 km od miasta.
Dla pacjentów oznacza to zdecydowanie dłuższy czas dojazdu karetki, a w najgorszym przypadku - całkowity brak ambulansów, kiedy będą potrzebne.
W momencie, gdy - nie daj Boże - doszłoby do jakieś kumulacji wypadków, pożarów czy innych zdarzeń masowych, to może się okazać, że tych ambulansów w naszym rejonie będzie brakowało i dyspozytor będzie je musiał ściągać z innych rejonów - wyjaśnił w rozmowie z reporterem RMF FM rzecznik warszawskiego pogotowia Piotr Owczarski.
Ze statystyk wynika, że to właśnie w Warszawie ratownicy mają najwięcej pracy w całym kraju.
Jeśli więc pod koniec dobowego dyżuru zespół musi odwieźć pacjenta np. do Siedlec, czas jego pracy wydłuża się o co najmniej kilka godzin.
Często mamy jedną przerwę na toaletę i wychodzimy z tych karetek o 7 rano następnego dnia. To jest bardzo niepokojąca historia, kiedy jeszcze wyciągamy z tak "zapracowanego rejonu" ambulanse i wysyłamy je tak daleko. Jakie są powody tego typu sytuacji - nie wiemy - dodał Piotr Owczarski.
O przyczyny reporter RMF FM zapytał w Mazowiecki Urzędzie Wojewódzkim w Warszawie, który odpowiada za dyspozytornię medyczną w regionie. Wciąż czeka na odpowiedzi w tej sprawie.