Ponad 2,4 mln złotych - to, jak dowiedział się reporter RMF FM, koszty naprawy policyjnego śmigłowca Black Hawk, który w sierpniu zeszłego roku na wojskowym pikniku w Sarnowej Górze na Mazowszu zahaczył o linię energetyczną i zerwał jeden z przewodów. Remont już się rozpoczął i ma potrwać do maja.

Z informacji, które uzyskał nasz reporter, wynika, że podczas uderzenia w sieć energetyczną w maszynie uległo uszkodzeniu 11 elementów.

Koszt naprawy Black Hawka - blisko 2,5 mln zł

Policja zwróciła się do Polskich Zakładów Lotniczych Mielec o szczegółowy opis uszkodzeń i wycenę części oraz prac naprawczych. Zakłady w grudniu przysłały informację w tej sprawie, z której wynika, że największy koszt stanowi wymiana łopat uszkodzonego wirnika nośnego. To ponad 2,1 mln złotych. Pozostałe naprawy i wymiany zamknęły się w kwocie 320 tysięcy złotych. 

W pierwszej połowie stycznia Komenda Główna Policji zleciła mieleckiej fabryce remont maszyny. Naprawa już się rozpoczęła. Szacunkowy koniec remontu to maj tego roku. 

Jak dowiedział się reporter RMF FM, po analizie okazało się, że koszty naprawy, w związku z uszkodzeniami, które spowodowała załoga, nie kwalifikują się do zwrotu z ubezpieczenia. Dlatego prawie dwa i pół miliona złotych przeznaczone na ten cel pójdzie z budżetu rzeczowego policji

Istnieją wprawdzie przepisy dotyczące współodpowiedzialności funkcjonariuszy za wyrządzone szkody, jednak ta odpowiedzialność jest ograniczona do trzech miesięcznych uposażeń. 

Policjant, który siedział za sterami Black Hawka w chwili incydentu, ma zapłacić właśnie taką kwotę. Z ustaleń reportera RMF FM wynika, że ten funkcjonariusz jest już na emeryturze.

Załoga miała świadomość, że w coś uderzyła

Załoga śmigłowca Black Hawk, który podczas wojskowego pikniku w sierpniu ubiegłego roku zerwał linię energetyczną, miała świadomość, że w coś uderzyła, mimo to odleciała - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM, o czym informowaliśmy dwa dni temu.

Do incydentu doszło w sierpniu ubiegłego roku w trakcie wojskowego pikniku z udziałem oficjeli, między innymi ówczesnego wiceszefa MSWiA Macieja Wąsika. Policyjna maszyna niebezpiecznie nisko latała nad ludźmi, a następnie zahaczyła wirnikiem o sieć energetyczną i zerwała jeden z przewodów.

Prokuratura musi zbadać, czy załoga postąpiła zgodnie z procedurami, odlatując z miejsca, w którym doszło do incydentu. Wielu ekspertów zwraca uwagę na fakt, że piloci nie powinni zawracać do bazy, a sprawdzić, co się stało i zbadać uszkodzenia maszyny.

Reporter RMF FM ustalił, że załoga miała świadomość o uderzeniu w jakąś przeszkodę, co wynika z zapisu rejestratorów pokładowych. Obecnie trwa ich analiza.

W przyszłym tygodniu prokuratura rozpocznie przesłuchania policjantów mających związek z użyciem policyjnego śmigłowca podczas wojskowego pikniku. Chodzi o funkcjonariuszy, którzy zdecydowali o wysłaniu tam Black Hawka.

Z ustaleń naszego dziennikarza wynika, że w dalszej kolejności nie jest wykluczone przesłuchanie Macieja Wąsika, który sam przyznał, że załatwił ten śmigłowiec na piknik.

Śledztwo w tej sprawie wszczęli śledczy z Prokuratury Rejonowej w Ciechanowie. Później zostało ono przejęte przez Prokuraturę Okręgową w Płocku.

"Koszt politycznego szpanu"

Niedługo po wypadku reporter RMF FM ustalił, że w wyniku incydentu uszkodzony został co najmniej jeden płat wirnika śmigłowca. Dodatkowo naprawy wymaga także część poszycia.

We wtorek kolejne informacje w tej sprawie przekazał Krzysztof Brejza. "Black Hawk uszkodzony na pikniku w Sarnowej Górze wymaga tak poważnej naprawy, że dalej jest uziemiony. Koszt politycznego szpanu - pół roku operacyjnego wyłączenia śmigłowca i wymiana drogich uszkodzonych części" - napisał na X (dawniej Twitter) europoseł PO.

Opracowanie: