Środa jest ostatnim dniem na zgłaszanie list wyborczych do Sejmu i Senatu. Według prawa listy kandydatów muszą być złożone w PKW do godziny 16:00 i dopiero wtedy będziemy pewni, kto wystartuje w październikowych wyborach. To, co wiemy dotąd to tylko deklaracje, ale i w nich znajdziemy sporo zaskoczeń.

Na listach rzuca się przede wszystkim brak postaci, których się na nich spodziewaliśmy, jak choćby Beata Szydło czy Adam Niedzielski, który jeszcze miesiąc temu był ministrem zdrowia, aktywnie się promującym w Wielkopolsce.

Bardzo zauważalna jest za to "roszada w Kielcach", gdzie jedynką PiS został niespodziewanie prezes Jarosław Kaczyński, a dotychczas tam startujący Zbigniew Ziobro został jedynką z Rzeszowa, wyślizgując tym swojego własnego człowieka, od lat dopieszczającego region Marcina Warchoła.

W rewanżu Suwerenna Polska rekomendowała na listy PiS grupę... kontrowersyjnych postaci z Robertem Bąkiewiczem w Radomiu na czele.

Z przeglądu list wynika jednak, że czeka nas przynajmniej kilka pojedynków widowiskowych; w stolicy np. panów Glińskiego, Tuska, Zandberga i Mentzena, a w Katowicach premiera Morawieckiego z Borysem Budką.

Wśród kandydatów na posłów i senatorów są pracownicy administracji. Oni na czas kampanii powinni wziąć urlop, ale z tym bywa różnie.

Szef gabinetu prezydenta Paweł Szrot natychmiast po ogłoszeniu kandydowania zapowiedział pójście na czas kampanii na urlop.

Pierwszy na liście PiS w Toruniu i promujący się tam aktywnie od roku Krzysztof Szczucki jednak niczego takiego nie obiecuje. Formalnie to apolityczny urzędnik, szef Rządowego Centrum Legislacji, a faktycznie także np. Akademii PiS. Co więcej, według niektórych mediów Szczucki należy też do autorów programu PiS, pracę łączy jednak z kampanią.

Opracowanie: