"Tu było prawdziwe piekło, zlikwidowaliśmy 22 orków (Rosjan), a dwóch wzięliśmy do niewoli" - opowiada PAP dowódca ukraińskich wojsk specjalnych z Charkowa o pseudonimie "Gucci", który w pierwszych dniach wojny dowodził natarciem na rosyjskie pododdziały.

24 lutego, kiedy Rosjanie rozpoczęli inwazję na Ukrainę, pojawili się też w Charkowie, na północnym wschodzie kraju. Dzień później wdarli się do centrum miasta. Ukraińcy odparli atak i oswobodzili centrum, ale okupanci nie opuścili miasta, tylko ukryli się w szkole podstawowej przy ulicy Szewczenki. Walki trwały od szóstej rano do późnego wieczora.

Było ich 24, dwóch wzięliśmy do niewoli, a 22 orków zlikwidowaliśmy - opowiada PAP "Gucci". W jego oddziale także były straty.

Komandos pokazuje skalę zniszczeń i ogrom walk, które prowadzili w szkole ukraińscy specjalsi. Budynek jest doszczętnie zniszczony - nie ma dachu, górnego piętra, ścian

"Zabił wielu naszych"

Żołnierz wyciąga telefon, pokazuje zdjęcia zabitych. Gdy przegląda kolejne fotografie i dochodzi do młodego, około 20-letniego rosyjskiego żołnierza leżącego z raną postrzałową w głowę, "Gucci" przeklina i unosi się. Ot suka, ten to zabił wielu z naszych - mówi.

Jak wyjaśnia, był to snajper, który "zdejmował" jego żołnierzy starających się wejść do budynku. Strzelał z dachu. Celnie - przyznaje komandos. Ale nasi go załatwili - podkreśla.

Wraz z "Guccim" po szkole oprowadzają dwaj jego podkomendni. Opowiadają, że była to ciężka walka. Dokładnie pamiętają każdego z zabitych. Wchodziliśmy do szkoły i od razu na nich natrafialiśmy, więc strzelaliśmy do siebie, patrząc sobie prosto w twarz - mówią. Cóż, to już taka normalna codzienna robota - przyznają.

Ukraińcy podkreślają, że Rosjanie wiedzieli, który obiekt wybrać na umocniony schron. Granaty odbijały się od ścian i nie mogliśmy zlokalizować, z którego miejsca w nas rzucają - kontynuuje opowieść jeden ze specjalsów.

"Wydałem rozkaz, by podpalić szkołę"

Walki były zaciekłe, trwały od rana do późnego wieczoru. Do pomocy Ukraińcy ściągnęli także inne jednostki. "Gucci" pokazuje na ziemi ślady po czołgach i wozach opancerzonych służb specjalnych, które przyjechały pod szkołę, by pomóc jego grupie w likwidacji oddziału wroga.

O negocjacjach nie było mowy. Podjęliśmy próbę rozmowy, proponowaliśmy, by się poddali i poszli do niewoli, ale nie było odzewu. Zadecydowali, że będą walczyć do końca - mówi komandos. Dowódca rosyjski wydał rozkaz, że mają walczyć do końca - opowiadają ukraińscy żołnierze. Zastrzeliliśmy go jako jednego z pierwszych - podkreślają.

Snajperzy "zdejmowali" nas, kiedy próbowaliśmy przedostać się na kolejne piętra, dlatego wydałem rozkaz, by podpalić szkołę, bo musieliśmy chronić naszych żołnierzy - przyznaje "Gucci". Rosjanie w panice zaczęli wyskakiwać z okien. Ostatecznie zlikwidowaliśmy całą grupę - 22 orków, a dwóch z nich wzięliśmy do niewoli. Potrzebowaliśmy informacji, co planują - zaznacza "Gucci".

Prawdopodobnie grupa rosyjskich żołnierzy, która zginęła w szkole, to był rosyjski specnaz, czyli wojska specjalnego przeznaczenia.