Oni nie chcieli tam wylądować, byli przekonani po rozmowie z jakiem, że tam nie wylądują - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Jerzy Miller Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, Szef Komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy Tu-154. Trudno jednak ustalić, dlaczego w takim razie rządowy tupolew zszedł tak nisko nad ziemię.

Przyczyn było wiele, nie tylko mgła. Jednak od dawna nikt tych niedociągnięć nie chciał widzieć - twierdzi minister. Jak mogliśmy tego nie dostrzec wcześniej? Jak mogliśmy to tolerować? - pyta. Np. kwestia tzw. rosyjskiego lidera na pokładzie. Był nieobecny 10 kwietnia, ale w tej chwili trudno ustalić, kiedy w ogóle ostatnio na pokładzie polskiego samolotu znajdował się taki człowiek.

Mgła nie było jedyną przyczyną wypadku, było ich kilka, ułożyły się w długi ciąg zaniedbań. A tak jak człowiek nie chce słyszeć, że popełnia błędy, tak państwo nie chce słyszeć, że można było uniknąć nieszczęścia - tłumaczył Miller.

Zaznacza, że raport MAK nie jest pełny. Rosjanie pominęli rolę kontrolerów, a każde niedopowiedzenie obniża bezpieczeństwo, naraża przyszłych pasażerów i pilotów - tłumaczył Miller.

Zaznaczył, że polskiej komisji, której przewodzi, chodzi o wyeliminowanie przyczyn leżących po naszej stronie, by taki dramat nigdy się nie powtórzył. I dlatego wyników badań komisji będziemy słuchać w ciszy. Bo są przykre.

Miller opowiada także o współpracy z Rosjanami. Rosjanie - a pierwszy raz rozmawiałem oficjalnie 6 maja - wykazywali dużo zrozumienia dla naszego położenia. Nikt nie chciał nikogo przechytrzyć, co nie znaczy, że chciał być do końca szczery.

Przyznaje, że bez rozmowy premiera Tuska z premierem Putinem nie mielibyśmy podstawowego źródła informacji - kopii nagrań z czarnych skrzynek. I to, że nam je dali, było dla nich ryzykiem, bo część rozmów z wieżą tam właśnie jest. Dlatego w ogóle nie wierzę w żadne teorie spiskowe. Żadne prawo ich do tego nie zmuszało, ten gest świadczy, że rozumieli naszą trudną sytuację.