"Widok z obozu trzeciego na K2 na całe pasmo górskie, na Karakorum, wynagradza wszystko - kilkunastogodzinne ataki szczytowe, marsz w chłodzie, przebywanie w obozie głównym, czyli dość nisko, przez dwa lub trzy tygodnie, kiedy jest bardzo dużo opadów śniegu" - mówiła na antenie internetowego Radia RMF24 Dorota Rasińska-Samoćko, himalaistka, pierwsza Polka, która zdobyła 14 ośmiotysięczników w Himalajach i Karakorum.
Gościem Marcina Jędrycha w świątecznym programie Radia RMF24 była Dorota Rasińska-Samoćko, himalaistka, pierwsza Polka, która zdobyła 14 ośmiotysięczników w Himalajach i Karakorum. Opowiadała o tym, jak wyglądają wyprawy na najwyższe szczyty; mówiła też o swoich górskich początkach i trudnościach, z jakimi mierzą się himalaiści.
Dorota Rasińska-Samoćko przyznała, że nieraz spędzała święta poza domem. Była wówczas w trakcie wypraw na takie szczyty, jak Masyw Vinsona na Antarktydzie czy Góra Kościuszki w Australii.
Pamiętam, jak byłam w Australii, to był dla mnie szok. Tam wszędzie na ulicach grali "Jingle Bells", a wokół gorąco, brak śniegu, Święty Mikołaj w krótkich, ale czerwonych spodenkach i z czapeczką. Co ciekawe, tam już na początku listopada zaczyna się okres świąteczny - mówiła o klimacie panującym na drugim końcu świata.
Himalaistka opowiedziała, co jest najważniejsze podczas zdobywania najwyższych szczytów na Ziemi. Wchodzenie na sam wierzchołek to jest tylko pewien etap, ale o wiele ważniejsza jest sama droga na szczyt. Nawet jak są chwile zmęczenia albo niepokoju, to zawsze sobie wyobrażam, że pierwsze promienie wschodu słońca, przepiękny widok na inne szczyty, to będzie ten krótki moment satysfakcji, który wynagrodzi wszystko - przyznała i dodała, że aby nie poddać się podczas wspinaczki ważna jest motywacja.
Dotarcie na szczyt to nie koniec wyprawy, bo trzeba jeszcze wrócić do bazy. Zejście ze szczytów Karakorum i Himalajów nie należy do łatwych. Dodatkowo nie można przebywać zbyt długo na samym szczycie. Tam można być najwyżej 20-40 minut. Trzeba pamiętać, że po pierwsze jesteśmy w strefie śmierci, która jest powyżej 7200 metrów n.p.m., a po drugie - musimy oszczędzać siły na powrót - powiedziała.
Mimo wyczuwalnego zmęczenia zarówno fizycznego, jak i psychicznego podczas drogi powrotnej trzeba zachować uwagę i skupienie. Droga jest bardzo trudna, bo nie ma np. poręczówki, czyli stałych zabezpieczeń. Tam każdy krok jest bardzo istotny. Mały błąd może kosztować zdrowie lub nawet życie - podkreśliła himalaistka.
Himalaistka wspomniała, że o zdobywaniu szczytów górskich marzyła już jako dziewczynka. Mając 10, 11 lat, kiedy wchodziłam na Giewont z rodzicami i zobaczyłam te polskie piękne granity i jak piękne są polskie Tatry, jak piękne są polskie góry, wymarzyłam sobie, że kiedyś będę tą Polką, która będzie na szczytach Karakorum i Himalajów - powiedziała.
Dorocie Rasińskiej-Samoćko udało się zdobyć wszystkie 14 ośmiotysięczników w zaledwie trzy lata. Himalaizm to nie jest tylko wspinaczka, mistyka, pokonywanie trudności, ale to jest właśnie sposób życia, sztuka życia i odnajdywania się w tych najwyższych górach - wytłumaczyła.
Według himalaistki nie ma granicy wiekowej, aby móc się wspinać na szczyty. Paradoksalnie góry wysokie są dla ludzi, którzy mają doświadczenie trekkingowe, życiowe, wizję podejmowania racjonalnych decyzji. Nie zawsze młodość 17-, 18-letnia odnajduje się w wysokich górach. Młodzi ludzie są silniejsi i bardzo ambitni, ale czasami właśnie ta żywiołowość podejmowania decyzji nie zawsze jest właściwa - zauważyła.
Himalaistka zdradziła, jakie są jej kolejne górskie plany. Ma zamiar dokończyć zdobywanie szczytów Korony Ziemi, których łącznie jest dziewięć. Mam nadzieję, że na początku przyszłego roku to się sfinansuje i wtedy będę pierwszą kobietą na świecie, która będzie miała Koronę Himalajów, Karakorum i Koronę Ziemi - stwierdziła.
Na antenie Radia RMF24 złożyła też najlepsze życzenia słuchaczom. Moc himalajskich serdeczności z najwyższych szczytów. Mierzcie wysoko i nie bójcie się spełniać swoich nierealnych zamierzeń! - powiedziała.
Opracowanie: Bernadetta Skoś, Patryk Fabisiak.